23 czerwca 2013

Jihaku (自白) IV

Jihaku (自白) czyli "Spowiedź" to napisana przez Gackto autobiografia, wydana pod koniec 2003 roku, niedługo po wzięciu przez niego udziału w filmie "Moon Child". Proszę tych, którzy będą to teraz czytać, by wzięli pod uwagę, że jest to obraz Gackto, jakim chciał się przedstawić dziesięć lat temu. Książka składa się z pięciu części. Zapraszam do czytania części czwartej.  

Część czwarta: Romanse
1. Pierwsza miłość, pierwsza dziewczyna
2. Tajemnica onyksu
3. Zależność między samochodami a kobietami
4. Pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę u dziewczyny, jest jej sposób mówienia
5. Miłość i seks
6. Smutna miłość pomiędzy mną i dziewczyną chorą na białaczkę


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

Część czwarta: Romanse

1. Pierwsza miłość, pierwsza dziewczyna

Raz na jakiś czas zastanawiam się, czy może nie powinienem napisać jakiejś miłosnej historii, gdyż przeżyłem niezliczoną ilość miłosnych uniesień.

Pierwszy raz zakochałem się będąc w przedszkolu, miałem wtedy około sześciu lat. Ona była przedszkolanką, pół-Japonką i miała wspaniałe poczucie stylu. Kiedy była koło mnie, z jakiegoś powodu czułem się bardzo szczęśliwy. To była taka głupia dziecięca miłość, ale dla mnie było to bardzo ważne emocjonalnie. Wiadomo, gdy miałem sześć lat, nie zdawałem sobie sprawy ze znaczenia tego słowa. Jednak czyż miłość nie jest czymś bardzo ważnym?

Kiedy kończyły się zajęcia i wszystkie dzieci wracały do domów, zostawałem w przedszkolu sam. Chciałem być choć chwilkę dłużej z tą nauczycielką. Być blisko niej i patrzeć na nią odrobinę dłużej.

Raz przyszedł po nią młody mężczyzna. Gdy ona go zobaczyła, jej twarz rozjaśniała. To było coś kompletnie innego niż wyraz jej twarzy, gdy była ze mną. To był pierwszy raz, kiedy widziałem jej uśmiech.

Nauczycielka powiedziała do mnie tajemniczo:
„To będzie nasz sekret?”.

Przykładając palec do ust, wydawała się być troszkę onieśmielona. Potem ona i jej chłopak zaczęli iść w kierunku drzwi. To było straszne.

Zrozumiałem, że przecież byłem tylko dzieckiem. Wiedziałem również, że nigdy nie zostanie moją dziewczyną. To było straszne. To był chyba pierwszy raz, kiedy pomyślałem, że chciałbym szybko dorosnąć.

Była pierwszą osobą, o której mogłem powiedzieć „moja dziewczyna”, było to, gdy miałem dziesięć lat. Ponieważ miała trzynaście, czterniaście lat, była między nami różnica trzech, czterech lat. Była dziewczyną, która mieszkała niedaleko mnie. Ponieważ wtedy miałem już 160 cm, byłem najwyższą osobą w klasie i tym samym wyglądałem jak dorosły.

Nasze stosunki nie należały do łatwych. Randki wyglądały w ten sposób, że szliśmy przejść się po sąsiedztwie lub wyschniętym korytem rzeki. Dlatego, że miała psa, zawsze brała go ze sobą.
Tak to właśnie wyglądało. Cóż, miałem wtedy tylko dziesięć lat.

Jednak mój pierwszy pocałunek nie był z tą dziewczyną. To było, kiedy miałem sześć lat.
Sprawiło to, że trochę dorosłem.

Jeden z przyjaciół mego ojca przyszedł nas odwiedzić. Razem z nim przyszła również dziewczynka. Myślę, że to było wtedy, gdy bawiliśmy się w chowanego w suterenie.
Moje wspomnienia z tego czasu są jednak bardzo niewyraźne. Były tam jakieś metalowe pojemniki ustawione za kamieniami w ogrodzie. Pewny jestem, że coś właśnie takiego tam było.
Schowałem się w nich, a ona mnie znalazła. Nie. To ona schowała się w jednym z nich, a ja byłem tym, kto ją znalazł.

Kiedy wszedłem do środka, moje serce nagle zaczęło podskakiwać. Byłem nią niesamowicie oczarowany.
Podczas zabawy wpadliśmy na pomysł, aby spróbować wczołgać się do takiego pojemnika.
Było ciemno i unosił się mocny zapach metalu. Ze środka mogliśmy dostrzec promienie słońca.
Gdy odwróciłem się, nasze ciała wypełniły cały pojemnik. Ona była tam, obok mnie.
Echo odbijało jej oddech. Powietrze wokół nas było bardzo wilgotne.
Nagle narastające uczucia w moim sercu osiągnęły poziom krytyczny, zbliżyłem twarz do jej twarzy i dałem jej buziaka, oczywiście w usta. Było to niemałą sensacją, a przy tym po raz pierwszy czułem tak silne emocje. Jej odczucia były podobne, więc pocałowałem ją. To były bardzo drobne pocałunki, ale moje serce zaczęło wariować. To było coś niesamowitego.

Oczywiście chciałem spotkać ją jeszcze, niestety nigdy więcej nie miałem już takiej okazji.
Nie jestem jednak w stanie o niej zapomnieć.

Zastanawiam się, dlaczego nigdy więcej nie przyszła bawić się ze mną. Jej ojciec również nigdy więcej nas nie odwiedził. Byłem z tego powodu bardzo zaniepokojony.

Gdy byłem w drugiej klasie liceum zapytałem raz ojca:

“Kim był mężczyzna, który jakiś czas temu (kiedyś) przyszedł do nas razem z córką?”.

Odpowiedział mi:
“Pokłóciliśmy się i nigdy więcej już go nie spotkałem”.

Wyglądało to tak, jakby nigdy więcej nie chciał widzieć już tego człowieka. Powiedziałem mu to.

“Nie, nigdy więcej jej nie zobaczysz”. - powiedział.

Całowałem również chłopaków, ale nie tak na poważnie.

Mój pierwszy pocałunek z mężczyzną był, gdy miałem jakieś 19 lat. Byliśmy pijani i właśnie mieliśmy wracać do domów.

“Chuu” powiedział radośnie i dał mi spontanicznego całusa. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Od tej pory kiedykolwiek chciałem dać dowód mojego zaufania dla innego mężczyzny, dawałem mu całusa. Również członków zespołu podczas koncertu obdarzam buziakami.

Buziak to dla mnie to samo co uściśnięcie ręki czy przytulenie kogoś. Taki mój sposób, aby powiedzieć “ufam ci”. Kiedy kobieta płacze, również wtedy daje jej całusa.

Kiedyś niezmiernie szybko jechałem samochodem i miałem wypadek. Gdy tak stałem obok mojego rozwalonego samochodu i paliłem papierosa, zadzwoniła moja dziewczyna. Po drugiej stronie słuchawki płakała i darła się na mnie “Co ja wyprawiam”.
Ale o tym opowiem następnym razem.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

2. Tajemnica onyksu

Dziś zamierzam mówić o modzie.

Szczerze mówiąc, nie podążam za bardzo za tym, co jest modne. W jakiś podświadomy sposób wiem, w co powinienem się ubierać, aby dobrze wyglądać, a w czym nie będzie mi zbyt dobrze.
W taki właśnie sposób zacząłem wybierać zachodnie ubrania.

Gdy miałem 5 czy 6 lat, piżama, którą nosiłem, wyglądała jak spódnica. Była, jakby to powiedzieć, jak szlafrok. Mój młodszy brat również nosił coś takiego. Obaj mieliśmy taki komplet. Były w kolorze różu i czerwieni. Zarówno dla mnie jak i dla mojego brata były one czymś dziwnym. Obaj w tym wieku wyglądaliśmy w nich jak małe dziewczynki. Twarz mojego brata była w tym czasie bardziej wyrazista niż moja, jego oczy były duże i okrągłe, był naprawdę słodkim chłopcem. Cały czas zastanawiałem się jednak, dlaczego mama chciała, abyśmy nosili takie coś.

“Ponieważ to słodkie” powiedziała radośnie, a w wieku, jakim byliśmy, naprawdę nie grało roli czy byliśmy chłopcami czy dziewczynkami.

Tak czy siak to nie było dobre. Gdy na przykład wchodziliśmy do sklepu, kierownik mawiał: “Twoje brwi są takie gęste, że sprawiają, iż wyglądasz jak chłopiec, powinnaś je wyrwać” albo “Ponieważ wyglądacie jak punki, powinniście nosić irokezy” i kazał nam je robić. Nienawidziłem tego.

Z tego właśnie powodu kiedy tylko mama chodziła na zakupy, chodziłem razem z nią i sam wybierałem dla siebie ubrania. Wiedziałem dokładnie, co mi się podoba, a co nie, i nie miałem zamiaru ufać jej w tej sprawie.

W szkole nosiliśmy mundurki, charakterystyczne dla poszczególnych szkół. Górna część mogła być długa, pół długa lub też krótka bądź bardzo krótka. Wersja bardzo krótka miała jedynie dwa guziki. Rozrabiacy z mojej klasy zamieniali te części tak często, jak tylko mieli na to ochotę. Mieliśmy też dość sporą liczbę spodni. Było ich tyle, że to aż śmieszne: Bonsuri, Bontan, Banana, Dokan.

„Dokan” były szerokie od góry do dołu. W pasie miały 120 centymetrów, brzeg 100 centymetrów. Gdy włożyło się ręce do kieszeni i wyciągnęło je na zewnątrz, długość pasa wzrastała do dwóch metrów. Nie były takie dlatego, że je przerabialiśmy, po prostu takie były sprzedawane. Były również mundurki, które dziedziczyliśmy po starszych kolegach. Były do nich przypisane różne znaczenia. Pomimo iż żaden z nich nie był już nowy, to gdy któryś z nas taki dostał, był niesamowicie szczęśliwy.
Nikt nie pomyślał nawet o tym, aby nosząc taki strój, zniszczyć go. Dekorowaliśmy nimi raczej swoje pokoje.

Ubrania dla przestępców. W tych czasach pewne ubrania miały takie znaczenie.
Teraz jest inaczej, mogę nosić to, co mi się żywnie podoba. Szczerze mówiąc, czy to kogoś obchodziło, jak ktoś chce chodzić ubrany?

„Noszę ubrania, które do mnie pasują” - tak właśnie ludzie powinni mówić.

Od samego początku staram się pamiętać o tym, aby nosić to, w czym wyglądam dobrze.
Na przykład jeśli nosisz luźne rzeczy, nie zauważysz, kiedy zmieni się kształt twojego ciała.
Nie ukrywaj go więc.

Chociaż mój rozmiar to 70–71, nosiłem spodnie o rozmiarze 72–73. Gdybym był grubszy, nie byłbym w stanie ich nosić. Gdybym jadł za dużo, stałyby się za ciasne. Zdecydowanie nie było na to miejsca.

Koszulki, które noszę, również uwydatniają zmiany mojej sylwetki.
Jednym z ograniczeń w tej pracy jest to, że jeśli wygląd twojego ciała pogorszy się, nosząc nieodpowiednie ubrania wyglądasz jeszcze mniej profesjonalnie.
W tym sensie styliści mogą być obwiniani za niebranie na warsztat „cięższych” ludzi.
Za tym z kolei idzie coraz większa obsesja, aby zachować właściwe kształty.

Okulary słoneczne są jak część mojego ciała. Moje oczy są silnie nadwrażliwe na światło. Gdy jest zbyt jasno, wszystko dookoła mnie staje się białe, a ja nic nie widzę. Dlatego też, aby chronić oczy, zacząłem nosić okulary słoneczne. Mam chyba że sto par, ale chodzi o to aby były odpowiednie do mojego nastroju. Jeśli wiem, że będę miał je na sobie przez dłuższy czas, wtedy wybieram te, które wiem, że mnie nie znudzą.

Co ciekawsze większość dodatków jakie mam dostałem od innych ludzi. I odwrotnie - wszystkie, jakie kupiłem, ofiarowałem innym.

W sumie nie lubię takich rzeczy, jak kamienie. Nie noszę diamentów ani innych tego typu rzeczy.

Kamienie mają specyficzną energię, a ja znam ich działanie na nasze ciało. Mogą zmieniać twoją kondycję psychiczną, jak również nastrój. Oryginalnie przecież dodatki taki właśnie miały cel.

Dzisiaj nie zmieniam zbyt często dodatków, jakie noszę. Jeśli to zrobię, moje ciało stanie się zmęczone. Jedynymi kamieniami, jakie noszę, są onyks i obsydian. Nie są to jednak tylko ozdoby, lecz również ochronne amulety.

Jest pewien powód, dla którego noszę onyks.

Kiedy miałem jakieś 10 lat, dziewczyna, którą znałem, wyjechała za ocean do szkoły. W tym czasie nosiłem pierścień z onyksu, który dałem jej dla ochrony.
Zanim jednak wyjechała, miała ciężki wypadek, jadąc taksówką. Zarówno kierowca, jak
i znajomy jadący razem z nią odnieśli poważne obrażenia. Ona natomiast nie została nawet zadraśnięta. Jedyną rzeczą, która się wydarzyła, był fakt zniknięcia onyksowego pierścionka. Bez względu na to, jak i gdzie szukała, nie była w stanie go odnaleźć.

Podstawowym znaczeniem onyksu było zapewnienie ludziom ochrony od złego i kłopotów.
To on właśnie ochronił ją podczas wypadku.
Od tej pory stało się dla mnie regułą dawanie onyksowego pierścienia ludziom, na których mi zależy. Dzięki temu mam pewność, że członkowie mojej rodziny, którzy je noszą, mają zapewnioną ochronę. Korale z onyksu są również dowodem, że ten kto je nosi, jest moim przyjacielem.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

3. Zależność między samochodami a kobietami

Samochody. Jeśli miałbym jednym słowem opisać samochód, którym jeżdżę, obecnie byłoby to „statek kosmiczny”.

Pierwsze słowa, jakie po przejechaniu się nim usłyszałem z ust Hyde'a (L’Arc~en~Ciel), były takie:
„Co to jest?”
„Samochód” powiedziałem, a on na to:
„Gackt-chan, jesteś walnięty”.

W sumie nie znajdziesz nigdzie drugiego takiego samochodu. Myślę, że mógłby nawet polecieć.

Chociaż to jest statek kosmiczny, kolor nie jest metaliczny, raczej jak “Hermes”, ale nie jest tak wspaniały jest “Hermes”.
Tak czy inaczej zmieniam je mniej więcej co osiem miesięcy. Dla mnie samochód to ruchome biuro, lub raczej ruchoma przestrzeń życiowa. Jestem bardzo skrupulatny w wyborze.

Mówiąc o modelach, przez ostatnich kilka lat jeździłem amerykańskimi samochodami. To czwarty lub piąty samochód, jaki mam. Jest czerwony. Mam też jeden biały i jeden niebieski, choć moim ulubionym kolorem jest zdecydowanie czerwony.

Jeśli zapytasz mnie, czemu właśnie amerykańskie, odpowiem, że większość nowobogackich kupuje auta Mercedes Benz czy Ferrari, ponieważ tylko one sprawią, że wyglądasz jak ktoś znany, ktoś na topie.

Początkowo Ferrari było moim ulubionym wozem. Jednak, gdy nowobogaccy zaczęli go kupować, przestałem nim jeździć.

Ferrari jest naprawdę trudnym do prowadzenia samochodem. Tak więc wśród ludzi, którzy zarobili i mogli pozwolić sobie na kupno tego samochodu, są bardzo źli kierowcy.

Kiedy przyjechałem do Tokio, myślałem właśnie w ten sposób. Wszyscy ci, którzy jeździli Ferrari, byli dla mnie straceni. Dla kogoś, kto naprawdę kocha ten samochód, było to niewybaczalne.

Ponadto czułem, że amerykańskie samochody pasują do mnie, nie niemieckie, nie włoskie, ale właśnie amerykańskie.

Wydaje mi się, że to, czym kieruję się przy wyborze samochodu, jest dość zbieżne z tym, w jaki sposób wybieram dziewczynę. Samochody, jakie lubię i dziewczyny, jakie mi się podobają, mają ze sobą wiele wspólnego. Samolubna, odważna, bezczelna, ale seksowna ze świetnym ciałem. Właśnie taka dziewczyna. Czasami, gdy czuję się źle, nie mam ochoty z nikim rozmawiać, innym razem, gdy czuję się spokojnie, chciałbym, aby odwzajemniała moje uczucia. Takie właśnie są amerykańskie samochody.

Japońskie samochody nie są zabawne, to zawsze grzeczne dziewczynki.

Nieczęsto zdarza się, aby dziewczyny siedziały na miejscu pasażera w moim aucie. Może to dlatego, iż samochód sam w sobie jest kobiecy, więc co tu dużo mówić.
Jeśli jednak zdarzy się tak, iż miejsce pasażera zajęte jest przez dziewczynę, czuję jakby samochód popadał w bardzo zły nastrój. Dlatego więc, że to humorzasty samochód, częściej zabieram ze sobą chłopaków niż dziewczyny.

Z samochodem szukam tak jakby romansu. Inaczej mówiąc, samochód jest dla mnie czymś bardzo ważnym, jednak większość dziewczyn nie jest w stanie tego pojąć. Dlatego też nie chcę, aby jeździły tuż obok mnie.

Gdy widzą mój samochód, mówią:
„Ooo, ale fajny”.
Mówią to z taką prostotą...

Chciałbym, aby nie traktowały go w taki bezosobowy sposób. A potem... zawsze zamykają drzwi z wielkim Bang!!! Gdy słyszę coś takiego, przysięgam, że ta dziewczyna nigdy więcej już ze mną nie pojedzie. Chciałbym, aby traktowały go jak coś cennego. To dla mnie bardzo ważne. Gdy dziewczyna zamyka drzwi z cichym klik, ma wtedy dużego plusa u mnie.

Mój ojciec również lubi wysokiej klasy samochody. Gdy byłem mały i zatrzasnąłem drzwi samochodu, kazał mi zamykać je wciąż i w wciąż. Z tego właśnie powodu jestem wrażliwy na to, jak ludzie zamykają drzwi od samochodu.

Mogę dużo powiedzieć o tym, jakim kto jest człowiekiem, z samego sposobu, w jaki on czy ona zamyka drzwi. Powiedzmy, że odwożę dziewczynę do domu. Ona zamyka drzwi z cichym klik. Gdy wychodzi z samochodu, mówi coś. Otwieram okno, a ona mówi: „Trzymaj się” i uśmiecha się. Myślę „wow, wspaniała” i odjeżdżam. Zakręcam i staram się wracając minąć jej dom, a ona wciąż tam stoi i macha do mnie.
”Mam ochotę zabrać ją do domu znów”, szczerze.

Jednakże jest bardzo niewiele dziewczyn takich jak ona. Zwykłe dziewczyny mówią „Cześć, dzięki, trzymaj się” i w momencie, jak wysiądą, zatrzaskują drzwi z wielkim hukiem i już ich nie ma. Czegoś takiego nie jestem w stanie zapomnieć. Kiedy taka dziewczyna chwyta za drzwi, same ostre słowa cisną mi się na usta.
“Mam ochotę ją rozjechać”.

Choć to pewnie dlatego, że nie mają pojęcia o samochodach i jeżdżeniu, no bo jeśli dziewczyna nie wie, jak zapiąć pas bezpieczeństwa, to już wygląda głupio. Odwoziłem dziewczyny, które nie miały zielonego pojęcia, gdzie przypiąć pas. Pomimo tego, iż nie obraziłbym się, gdyby zapytały, żadna tego nie zrobiła. Były też takie dziewczyny, które swój pas bezpieczeństwa przypinały do mojego po stronie kierowcy.
A tym, co denerwuje mnie szczególnie, jest to, gdy dziewczyna pochyla się na siedzeniu do przodu i patrzy w prawo w momencie, gdy skręcam. Zupełnie nie rozumiem, po co robią coś tak niepotrzebnego, ale robią tak bardzo często.
“Zasłaniasz mi. Nie rozglądaj się tak” - mam wtedy ochotę krzyknąć.
Naprawdę mnie to denerwuje. Jakby zawały się mówić: "Nie ufam ci..."

Abym zabrał kogoś samochodem, muszę się z nim przyjaźnić. Nie uznaję czegoś takiego, jak podwiezienie kogoś, raczej po prostu jedziemy wspólnie. Zaufanie do moich umiejętności i nieprzeszkadzanie mi to są główne warunki. Aby jechać ze mną, musisz być na to gotowy.

Gdy zabieram do samochodu dziewczynę, zawsze widzę tę jej część, której nie lubię. Z tego też powodu tak rzadko zabieram ze sobą dziewczyny.

∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

4. Pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę u dziewczyny, jest jej sposób mówienia

„Jakie dziewczyny lubisz?”.

Pierwszą rzeczą, jaką zauważam, jest barwa głosu i jej sposób mówienia.
Gdy spotykam dziewczynę są dwie rzeczy, na które zwracam szczególną uwagę. Najpierw patrzę, czy jej twarz jest taka jaką lubię, potem na linie ciała, w tym porządku. Gdy zamknę oczy, wciąż jestem w stanie usłyszeć jej głos. Nawet jeśli później już się nie spotkamy, najlepsze wrażenie jakie pozostaje, to jej głos.

Sposobu mówienia słucham równie uważnie jak barwy głosu. Jeśli porównać by to do muzyki, wtedy to, o czym mówi, to tekst, jej sposób mówienia to rytm i melodia, a głos jest instrumentem.

Na dłuższą metę jednak to, że dziewczyna ma piękny głos, nie jest najważniejsze. Jeśli zarówno jej głos jak i sposób mówienia zrobią na mnie dobre wrażenie, wtedy myślę “Tak, ta dziewczyna jest świetna”.
Nawet jeśli jej twarz jest piękna, są takie momenty, kiedy słysząc jej głos, jestem rozczarowany, czuje się wtedy tak, jakbym został odepchnięty.

Prawdopodobnie mam jakiś “językowy fetysz”.

Są takie słowa, których nie jestem w stanie zaakceptować, np. “Jestem głodna” powiedziane w męski sposób. Jest to dla mnie czymś nie do zaakceptowania, gdy dziewczyna mówi w taki sposób.
To tak, jakby mówiła “Podłubię sobie w nosie długopisem”. To jest coś, co naprawdę mnie denerwuje.
Japonia jest jednym z kilku krajów na świecie, gdzie występują różnice między męskim, a kobiecym sposobem mówienia.

Myśląc o tym, jak wspaniałe są japońskie dziewczyny, musisz wziąć pod uwagę wychowanie
i historię, a podejście, iż trzeba zawsze je chronić, jest czymś niezachwianym.

Z tego też powodu wolę dziewczyny mówiące po kobiecemu. Pomimo tego, iż niektóre słowa są bardzo ważne, niektóre dziewczyny nie przykładają wagi do tego, w jaki sposób je mówią.
To naprawdę rozczarowuje. Najważniejsza rzecz, dzięki której kobieta brzmi jak kobieta, nie ma nic wspólnego z kulturą, ale ten fakt jest ignorowany.

Pomimo tego, iż dysponują najpotężniejszą bronią, która pozwala im wypowiadać siebie, nie korzystają z niej. Wygląda to tak, jakby wyrzekały się bycia kobietami.

Dla mnie właśnie tak to wygląda i szczerze tego nie znoszę. Z tego też powodu ich sposób mówienia jest dla mnie zbyt głośny.

Dla przykładu dziesięć kobiet wraz ze swoimi chłopcami spotyka się, aby się zabawić. Pierwszą osobą, która wychodzi, jestem ja i wcale nie żartuję. Inni nie zwracają na to uwagi, ale nie ja.

"Chou bikkuriii~!" [Zadziwiające]

"Te iu ka~ Terebi to chou issho~"

"Kore tte, chou oishikunaa~?" [Czyż to nie pyszne?]

Wyciągają swój głos naprawdę wysoko, tak że słowo “chou” wychodzi strasznie szeleszcząco. Jak tylko znajdę się w takim otoczeniu, od razu źle się czuję.

Wiem iż to słowo jest częścią ich słownej kultury, ale ta jego część nigdy nie była dla mnie przyjemna.

"Kawannai te yuu ka~" [I ty mówisz, że się nie zmieniłeś?]

Niedobrze. Dla mnie, jeśli dziewczyna mówi w ten sposób, nie umie mówić.

Jednak jeśliby tak pomyśleć, to kiedyś sam miałem fatalny sposób mówienia. Kiedy mówiłem w dialekcie Kansai, mój sposób mówienia był bardzo kanciasty. Nawet teraz, kiedy jestem zdenerwowany, łapię się na mówieniu nim. Mówienie tak jednak nie jest dobre, głównie dlatego, iż słowa są wtedy zbyt “brudne”.

Sposób mówienia moich rodziców był bardzo surowy i to pewnie również nie pozostało bez wpływu na mnie.

Kiedy byłem mały, w związku z pracą ojca przeprowadzaliśmy się bardzo często. Okinawa, Yamaguchi, Fukuoka, Shiga, Osaka, Kyoto. Bez względu jednak, gdzie byliśmy, moi rodzice mówili standardowym japońskim, tak też mówiliśmy w domu. Nawet w Kyoto mówiłem w ten sposób. Dialektu Kansai używałem jedynie poza domem. Myślę, iż używanie różnych dialektów od wczesnego dzieciństwa spowodowało, że wrażenie jakie pozostawiam, to właśnie mój sposób mówienia.

Wypowiadając jedno jedyne słowo, możesz sprawić wrażenie, że jesteś głupkiem, jak i dać innym do myślenia: "Ejjj, chwileczkę, co jest z tym gościem?”. Możesz również sprawić, aby myśleli ”Ten chłopak będzie kimś, gdy dorośnie”. Sposób mówienia danej osoby mówi bardzo wiele o niej samej.

Kiedy piszę teksty, skupiam się na pięknie japońskiego języka. Świadomość ta zestawiona z moim sposobem mówienia jak i słowami, które dobieram, musi robić wrażenie. Tak przynajmniej myślę.

Dla mnie ten, który pisze teksty, aby wyrazić swoje emocje, myśli “chcę, aby inni poznali moje uczucia”, jest czymś najważniejszym. Uczucia wypowiadane brzydkimi słowami i w brzydki sposób zawsze pozostaną brzydkie. Gdy zamierzam mówić o prawdziwych uczuciach, chcę, aby było to powiedziane w piękny sposób.

Kiedy wyjeżdżam za granicę, chcę używać słów tego języka najlepiej, jak tylko potrafię.

Kiedyś uczyłem się francuskiego, ale teraz pamiętam jedynie jakieś pojedyncze zwroty.

Potem uczyłem się chińskiego i teraz mogę poderwać kobietę po chińsku. Cztery lata temu miałem okazję odwiedzić Tajwan.

Kiedy chciałem porozmawiać z francuską dziewczyną, prosiłem o pomoc tłumacza. Cały czas nie mogłem się jednak pozbyć wrażenia, iż zniekształca on moje słowa, zmieniając znaczenie na coś całkowicie innego, błędnego. Nawet jeśli nie była to prawda, nie byłem w stanie wyłapać niuansów tego, co powiedziałem. Mając ”językowy fetysz”, nie mogłem tak po prostu tego zostawić.

Od tego momentu zacząłem czytać podręczniki do chińskiego. Czytałem głównie książki do samodzielnej nauki. Kiedy nie rozumiałem czegoś, prosiłem moich chińskich czy tajwańskich przyjaciół o pomoc i codziennie czytałem moje chińskie książki.

Pomimo tego porozumiewanie się w codziennych sytuacjach, a wyrażanie uczuć w tym języku to dwie zupełnie różne rzeczy. Dojście do tego poziomu, mając rozbudowane słownictwo, było czymś ciągle niewystarczającym. Potrzebowałem sposobu na zapamiętanie dwudziestu tysięcy słów.

Dla mnie, który chce zawojować Azję, taka ekscytacja w stosunku do chińskiego była czymś bardzo spontanicznym. Wciąż przez to, że jestem z Azji, pomimo wszystko w muzyce, bez względu na to, co mówię, najbardziej lubię robić to po japońsku. Uwielbiam chiński, ponad wszystko, ale to piękno japońskiego języka kocham najbardziej. Również wy mówicie w języku, który tak ukochałem. Chciałbym, abyście mówili nim tak pięknie jak tylko potraficie. Życzę sobie tego z całego serca.



∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

5. Miłość i seks

Myślę, że seks jest czymś bardzo ważnym. Bardzo ważną sprawą między kobietą a mężczyzną, która nigdy nie powinna być pomijana.

Z męskiego punktu widzenia jest taki czas, gdy obustronne relacje rozwijają się i wtedy istnieją pewne granice. Chociaż kiedy mężczyzna i kobieta mają takie relacje, a granice znikają, wtedy seks jest bardzo ważny. Potem myślę, że dystans pomiędzy nimi znika.

Aż do dzisiaj jestem pewien, że jako nastolatek byłem naprawdę okropny. Tak bardzo pragnąłem seksu, a jednocześnie byłem tak bardzo sfrustrowany tym pożądaniem, że wielokrotnie myślałem: "Niech ktoś mnie powstrzyma". Jeśli nie robiłem tego codziennie, czułem, jakby ten dzień był niepełny. Nic mnie nie satysfakcjonowało. Jak Drakula łaknął krwi, tak ja pożądałem seksu. Myślę że nazwanie mnie wtedy wampirem nie byłoby przesadą.

Tak więc i taki etap w życiu przeszedłem.

Teraz kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że wysysałem życiową energię z moich partnerek podczas stosunku. Miałem uczucie, jakbym naprawdę ładował tą energia swoje ciało. Im częściej to robisz, tym szybciej twoja wydajność wzrasta. A gdy ona wzrasta, to chcesz jeszcze więcej. To coś jak pragnienie, byłem spragniony seksu. Bez tego nie byłem w stanie nic robić. Było to coś o czym wciąż myślałem. W pewnym momencie zacząłem się poważne o siebie martwić, czyżbym był jak zwyczajna małpa?

“Proszę, niech ktoś mnie powstrzyma” - naprawdę tak wtedy myślałem.

Pomimo że pożądałem tego tak bardzo, była jedna reguła, której przestrzegałem. “Nie masturbacji”.

Przyrzekam. Miałem straszne poczucie winy w związku z masturbacją. Gdybym to zrobił, pewnie zaraz bym pomyślał “Co ja do diaska zrobiłem”, i wtedy zapewne zaatakowałby mnie wstyd. Dlatego też stwierdziłem, że to strata czasu.

Gdybym był w związku z kimś, mógłbym wtedy pomyśleć, iż postępowanie w ten sposób może wzmocnić moją relację z tą osobą. Kiedy jednak nie byłem w żadnym związku, jeśli tylko mogłem poradzić sobie inaczej, powstrzymywałem się.

Tak więc nie było sposobu, abym mógł robić to sam. Kiedy nachodziła mnie ochota, wolałem wyjść i poszukać partnerki, szukałem aż do skutku. Zwykle starałem się sobie to wyperswadować, mówiąc:

“Jeśli masz się masturbować, to lepiej wstań i wyjdź”.

Kiedy nie miałem dziewczyny, miałem jeszcze przyjaciół. Gdy nie miałem dziewczyny, zawsze jednak miałem przyjaciół, z którymi dzieliłem uczucia (emocje). Byli też ludzie, z którymi byłem tylko dla seksu.

Zarówno mnie, jak i tej osobie (mojej partnerce) zależało na tym, aby kochać się tak długo, aż będziemy mieli dość. Wtedy mogłem nie wychodzić z łóżka cały dzień. Czy to nie głupie?

Nawet wtedy, gdy myślałem “Co ja właściwie robię?”, nie byłem w stanie przestać. To było jedno z największych wyzwań, jakiemu musiałem stawić czoła. Nie byłem usatysfakcjonowany takim postępowaniem. Byłem chory, coś było ze mną nie tak. Możecie się śmiać, ale wtedy naprawdę martwiłem się o to.

Teraz myślę, że zarówno duchowe, jak i fizyczne dojrzewanie młodej osoby jest bardzo ważne. Jeśli jednak odrzucisz to (ten szczyt) może to przerodzić się w coś bardzo negatywnego. Gdy młodzi ludzie ukrywają swoje uczucia, gdy pragnąc czegoś, powstrzymują się, będąc starsi osiągną dojrzałość psychiczną. Jednak ich dojrzałość fizyczna będzie słaba. Krótko mówiąc, jeśli czegoś naprawdę chcesz, musisz pragnąć tego zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Gdy do tego dojdzie, wtedy będziesz całkowicie usatysfakcjonowany.

Kiedy twoje ciało jest słabe, duchowa część będzie uzupełniać to sobie w przyjemności.

Myślę, iż ludzie bawiący się w cosplay, S&M, image play, prostytucje, płatne randki to w dużej mierze ludzie, którzy przespali swój duchowy szczyt. Nigdy nie miałem ochoty na zrobienie którejkolwiek z tych rzeczy. Nie mogę zrozumieć, po co w ogóle istnieje coś takiego, jak płatne randki.

Gdy będąc nastolatkiem osiągnąłem ten fizyczny szczyt (dojrzałości), pożądanie seksu, które miałem do tej pory, znikło całkowicie. Chociaż akt stosunku sam w sobie nie satysfakcjonuje cię w pełni, to jednak wpływa na ciało.

Teraz jestem szczęśliwy. Nie mam już tego niepohamowanego pragnienia. Choć nie jest również tak, żeby moje pożądanie się wypaliło.

Co ważniejsze, tu nie chodzi o akt sam w sobie, ale o uczucia, jakie masz w sercu.

Jeśli w swoim sercu nie masz do tej osoby uczuć (nie czujesz nic do niej), nic z tego nie będzie.

Z męskiego punktu widzenia oczywiste jest, iż jesteś w stanie robić to w ten sposób, czy po prostu płyniesz z nurtem? (dosł. Idziesz za ruchem). W głębi serca jednak wiesz, jakie warunki byłyby tu najlepsze. Stwierdzenie: “Dam sobie radę” jest kompletnie inne od powiedzenia sobie ”Idealna chwila”. Takie stwierdzenie może paść jedynie wtedy, gdy ty i twój partner jesteście idealnie zgrani. Coś takiego zdarza się jednak niezmiernie rzadko. Dopasowane serca. W ogólnym rozrachunku to właśnie jest podstawą seksu.

Wygląd, styl, osobowość, to wszystko ma znaczenie. Nie znaczy to jednak, że seks z nimi będzie dobry. Takie związki zwykle nie trwają długo.

Jeśli kochając się z tą osobą stwierdzasz, że coś tu jest nie tak (nie zaskakuje), to zawsze możecie zostać bliskimi przyjaciółmi, albo po prostu znajomymi.

Obecnie nie mam nikogo, kogo mógłbym nazwać ”moją dziewczyną”. Choć jest wiele osób które kocham.

Często myślę "naprawdę lubię tę osobę” albo ”kocham tego gościa”. Te uczucia są bardzo spontaniczne i kompletnie niezależne od płci osoby, do której się odnoszą.

Weźmy dla przykładu Hyde'a. Zawsze, gdy jestem z nim, myślę “co za niesamowity facet”. To także przejaw miłości albo uczucia bardzo do niej zbliżonego.

Ten grzeszny uśmiech. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, od razu pomyślałem, jak to wspaniale byłoby, gdyby Hyde był dziewczyną, ale, do diaska, jest facetem. Gdyby był dziewczyną, najprawdopodobniej zakochałbym się w nim. Zdecydowanie lubię taki typ. Nieważne, co mówią, ja i tak słucham. Gdy on czy ona powie “choć tu”, rzucam pracę i idę. Dziewczyna, jakiej szukam, to delikatny typ, dokładnie tak, jak Hyde. Gdybym znalazł taką dziewczynę, myślę że zakochałbym się w niej.

Jednak. W końcowym rozrachunku nigdy nie jest tak, że dziewczyna jest zainteresowana mną jako mną. Jakkolwiek na to spojrzeć to zawsze ja jestem tym, kto jest zainteresowany. Chciałbym, żeby gdzieś tam była dziewczyna, która czułaby tak samo do mnie.

Ostatni raz zdarzyło się to, gdy miałem 22 lata. W momencie, gdy zdałem sobie sprawę z jej uczuć, w ogóle nie szukałem dziewczyny. Moja praca była wówczas dla mnie priorytetem. Miłość nie była wtedy punktem kluczowym.

Wydaje mi się, że osoba która jest zakochana, jest bardzo szczęśliwa. Sytuacja, w której możesz powiedzieć “Nie widzę nikogo poza tobą” czy “gdy ty tu jesteś, nie potrzebuję nikogo innego”, jest najlepszą ze wszystkich. Jednak dla mnie w tej chwili praca jest najważniejsza. Pomimo tego, iż miłość jest taka ważna, to czas, jaki możesz na nią poświęcić w ciągu swojego życia, jest bardzo ograniczony. Czas, jaki spędzam z ludźmi, których uważam za swoją rodzinę, jest zdecydowanie większy, niż ten, który mógłbym spędzić z dziewczyną, którą lubię.

Myślę, że na chwilę obecną to jest w porządku.



∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

6. Smutna miłość pomiędzy mną i dziewczyną chorą na białaczkę

Jestem przerażającą osobą.
Gdy byłem żonaty, tak właśnie myślałem.
Ilekroć czułem, iż jakaś osoba jest dla mnie ważna, nie potrafiłem powiedzieć jej, że ją kocham.

Gdybym to zrobił oboje, i ona, i ja stalibyśmy się jacyś tacy zwyczajni. Nie byłem w stanie znieść uczucia, że osoba, którą kocham, jest moja. Od momentu, gdy zaczynałem myśleć, iż chciałbym mieć tę osobę tylko dla siebie, wydawało mi się, że ona zaraz przerwie to.

Czy życie poszczególnych osób jest dla mnie ważne czy nie?

Była kiedyś dziewczyna, która ucieleśniała to wszystko i którą skrępowałem i zraniłem. Robiłem to do momentu, aż było już za późno. W wiadomości zostawionej na sekretarce i wszystkim, co potem mówiła, była niesamowicie obca.

Próbowałem dojść, o co chodzi. Ona jednak tylko mówiła:
“Nie jestem w stanie tego zmienić. Wiem, że istnieje to tylko w mojej głowie. Pomimo to nie jestem w stanie tego zmienić”.

Pragnienie posiadania czegoś tylko dla siebie łamie ludzi. Dlatego, gdy jestem z tą, którą kocham, dlatego, iż zwykle ją dołuję, jestem naprawdę przerażającą osobą.

Powiedziała mi wprost, iż byłem zbyt wymagający w stosunku do niej.

Na przykład mogłaby powiedzieć: “Chciałabym zostać z tobą choć sekundę dłużej”, a ja wtedy odpowiedziałbym: ”Nie mogę, mam robotę do zrobienia, a potem jeszcze milion spraw, którymi muszę się zająć. Dlatego też nie możemy widywać się zbyt często”.

Jeśli ktoś błaga o to, aby być z kimś, kogo kocha, tą osobą zdecydowanie nie jestem ja. Są sprawy, którym zająć mogę się tylko ja, i oczywiście tysiące takich, którymi nie jestem w stanie się zająć. Jeśli jest coś, co tylko ja sam mogę zdobyć, wtedy zastawię życie swoje, ale osiągnę cel.

Chociaż jeśli jest coś, czego nie jestem w stanie zrobić sam, a znam osobę, która potrafi to zrobić i tym samym spełnić moje życzenie, wtedy chcę przebywać z tą osobą.

To nie jest tak, iż nie rozumiem, dlaczego chciałbym mieć ludzi na wyłączność. Zwykle naprawdę tego chcę, a pragnienie to bywa tak silnie, że miejscami przeradza się w chorobę. Nawet teraz je mam.

Zdaję sobie jednak sprawę z faktu, iż takie postępowanie czyni ludzi nieszczęśliwymi, dlatego też tłumię swoje intencje. Kontroluję tę część mnie.

Gdy kogoś kocham, nawet jeśli ta osoba kocha kogoś innego niż mnie, nadal postrzegam ją jako ukochaną. Nie jestem w stanie nic na to poradzić. Jeśli kocha ona kogoś bardziej niż mnie, nie ma sprawy. Dopóki jest pewna, że potrzebuję tej osoby.

Powodem, dla którego to mówię, nie jest to, że chciałbym, aby moja miłość do niej odeszła. Uczucia, które mam do niej, są raczej przejawem mojego egoizmu. Jeśli osoba ta nie odwzajemnia moich uczyć, jestem w stanie je kontrolować. Nawet gdy to uczucie przeminie, będziemy ze sobą związani.

Tak właśnie wygląda miłość w moim wykonaniu.

Kiedy narzucam swoją wolę ludziom, których kocham, zdarzają się również tacy, którzy nie akceptują tego. Wtedy jest to bardzo smutna miłość.

Kiedyś przydarzyła mi się smutna miłosna przygoda, która przyszła tak samo szybko, jak i znikła. Było to, gdy miałem dwadzieścia lat. Dziewczyna, w której się zakochałem, była dwa lata starsza ode mnie. Spotykaliśmy się przez cztery miesiące.

Nagle, pewnego dnia usłyszałem:
“Zacznijmy wszystko od początku z czystym kontem”.

Oczywiście nie było to tym, czego tak naprawdę chciała. Kiedy to usłyszałem, stałem się strasznym dziwakiem, nie potrafiącym powstrzymać siebie. Można powiedzieć, że byłem słaby. Byłem taki dziwaczny, że aż śmieszny wtedy.

Miała białaczkę. Powiedziała mi to już na samym początku. Pomimo tego wydawało mi się, że może ułożyć się nam całkowicie normalnie.

Gdyby zachorowała, bez względu na wszystko, moja miłość do niej nie zmieniłaby się. Wiedzieliśmy, że jest to sprawa życia lub śmierci. Myślała o mnie, chociaż była dużo bardziej chora, niż myślałem, że była.

Wydaje mi się, iż moja niezdolność do zrozumienia jej stanu była przyczyną tego, że zerwaliśmy ze sobą.

Coraz częściej mdlała na moich oczach, a ja nie wiedziałem, co mam wtedy robić.

Jej odpowiedzi były coraz bardziej natarczywe: “Nie możemy już dłużej być razem. To nie tak, że cię nienawidzę. Po prostu nie możemy już dłużej być razem”.

Powiedziała mi te słowa przez telefon. Poszedłem się z nią zobaczyć. Jednakże bez względu na to, co mówiłem, nie byliśmy w stanie dojść do porozumienia. Doszło do tego, iż jeśli mielibyśmy nie znienawidzić siebie, musieliśmy się rozstać. Dlaczego? Czy był chociaż jakiś powód? Nie byłem w stanie tego zrozumieć.

Jedyne, co miała mi do powiedzenia, to to, że tak właśnie zdecydowała. Taką właśnie miała osobowość. Była osobą, której decyzji nie dało się łatwo obalić. Powiedziałem więc, że rozumiem.

Czułem, że nic już nie można zrobić. Potem jak szaleniec wsiadłem do samochodu i jechałem jak wariat. Po tym jak rozmawialiśmy, rozbiłem samochód. Pamiętam, jak stałem przy nim, paląc papierosa. Wtedy ona zadzwoniła.

“Co ty do diabła wyprawiasz? - krzyczała, aby potem wybuchnąć płaczem. W tym momencie jakaś niewidzialna zasłona spadła z moich oczu i poczułem, jak strasznie mi wstyd. Byłem jak dziecko, które mogło myśleć tylko o sobie.

Przed tym, zanim spotkała mnie, miała narzeczonego. Zawsze podwoził ją swoim samochodem. Pewnego razu, gdy był w drodze do niej, miał wypadek i zginął. Od tej pory zawsze myślała o tym ze strachem.

Czy wiesz, jak to jest, kiedy ktoś, kogo kochasz, zostaje od ciebie zabrany? Nie chcę, abyś kiedykolwiek doświadczył czegoś takiego.

Starała się naprawdę mocno, aby przekazać mi swoje uczucia. Źródłem jej słów była strata narzeczonego, determinacja do walki z chorobą, ale w tym wszystkim była jednak obawa, że może przegrać tę walkę i umrzeć. Chociaż byłem wtedy bardzo niedoświadczony i nie rozumiałem jej prawdziwych intencji. Myśląc tylko o sobie, tak po prostu, pozwoliłem sobie być lekkomyślny w samochodzie.

Jednak gdy usłyszałem jej płacz, zdałem sobie sprawę, jak bardzo ją zraniłem.

“Co ja najlepszego zrobiłem?”

Po tym wydarzeniu nigdy więcej nie jeździłem już lekkomyślnie. Nigdy nie wystawiałem już swojego życia na niebezpieczeństwo.

Nadal jesteśmy w kontakcie. Cały czas informuje mnie o swojej kondycji i postępach w leczeniu. Na szczęście jej stan nie jest już tak dotkliwy i myślę, że wyjdzie z tego.

Tyle jest na świecie pozornej delikatności. W tej powierzchniowej łagodności nie jest tak, iż nie ranimy tych, których kochamy, ale nawet jeśli zadajemy im ból, potem kiedy odepchną nas, zdajemy sobie sprawę, że nie ma znaczenia to, co uważamy za wspaniałe.

Pomimo iż od tamtego wydarzenia upłynęło już sporo czasu, teraz wreszcie jestem w stanie zrozumieć jej uczucia.

Pomimo tego całego nieporozumienia myślałem o niej i byłem w stanie jej zaufać. Choć popychanie ukochanego/ukochanej naprzód jest decyzją, której ta druga osoba wcale sobie nie życzy. To właśnie jest esencją delikatności. Dzięki niej właśnie tego się nauczyłem.


*

Autorkami tłumaczenia "Jihaku" (biografii Gackto) na język polski są Ealin i Hana. Za zgodę na udostępnienie tekstów dziękuję tłumaczkom. Wstawianie tego tłumaczenia w innych miejscach w sieci bez zgody tłumaczek zabronione. Tłumaczenie angielskie by Gerald Tarrant na stronie Eien no Yume.

16 czerwca 2013

Moon Project - opowieść o księżycu

Okładka albumu "Crescent",
2003.
Moon Project to koncept artystyczny związany z motywem księżyca, który przewija się w twórczości Gackto od początku jego solowej kariery. Można jednak powiedzieć, że księżyc to jednak coś więcej niż sam "Moon Project", to symbol przywołujący określone skojarzenia, pojawiający się w wielu innych projektach i przedsięwzięciach Gackto.

Księżyc towarzyszy artyście w trasach koncertowych, często widoczny w tle sceny, jest elementem sesji zdjęciowych photobooków, głównym bohaterem scenografii sztuk teatralnych, w których GACKT występuje ("Nemuri Kyoshiro Buraihikae" i "Moon Saga - Yoshitsune hiden").

Okładka singla
"Lu:na/Oasis", 2003.
GACKT śpiewa o księżycu w piosenkach ("Tsuki no Uta", "Fragrance"), widzimy go w videach promujących piosenki, tytuł "Moon" miał trzeci solowy album Gackto z 2002 roku.

Księżyc to bardzo ważny motyw, nie tylko dla Gackto, ale także w całej kulturze japońskiej. Jedna z piosenek z 2009 roku nosi tytuł "雪月花 -The end of silence-", a "setsugekka" to słowo składające się z trzech kanji oznaczających dla samuraja ucieleśnienie piękna i wyznacznik estetyczny - śnieg, księżyc i kwiaty.

Okładka singla
"Setsugekka - The end
of Silence/Zan", 2009.
Film, w którym GACKT zagrał z HYDE'o w 2003 roku, nosi tytuł "Moon Child", dwie trasy koncertowe z lat 2002 i 2003 to: Kagen no Tsuki (下弦の月) i Jōgen no Tsuki (上弦の月). Również w 2003 roku ukazała się książka Gackto pod tytułem "MOON CHILD【鎮魂歌】レクイエム篇".

Motyw ten, choć początkowo związany ściśle z pierwotnym projektem, wyszedł daleko poza przedział czasowy "Moon Project", który jest przede wszystkim opowieścią: o Darts, o Shita, o walce trwającej od czasów zamierzchłej przeszłości aż do przyszłości, której nie dożyjemy, opowieścią o wampirach, o wojownikach, o nocy.

O "Moon Project" napisała Gekka na stronie Eie no Yume, za jej pozwoleniem umieszczam tutaj jej opis tego projektu, w tłumaczeniu z angielskiego autorstwa Ealin. 

GACKT x Nemuri Project.

Zasięg czasowy MOON

W kilku wywiadach przeprowadzonych w czasie promocji "Diabolos" GACKT rzucił nareszcie trochę światła na zasięg czasowy MOON.

Do tego czasu nie mogliśmy mieć pewności, jak poszczególne części projektu/sagi/opowieści umiejscowić w czasie.

Używając zachodniego kalendarza, GACKT podzielił ją na cztery rozdziały.

I. 700–1300
II. 1300–1600
III. 1600–2000
IV. 2000–przyszłość


I. 700–1300

Okładka książki
"Moon Child - requiem"
W tym okresie narodzili się DARTS. GACKT nie stworzył jeszcze niczego, co bezpośrednio tyczyłoby się tej epoki. Dał nam jedynie kilka wskazówek: Heian (794–1185). Pierwsza podpowiedź pojawia się podczas trasy The Sixth Day/Seven Night. Koncert otwiera piosenka “Utakata no Yume”. Gackt razem z zespołem występuje w kimonach, grając na shamisenie. Wyjaśnienie pojawia się w wywiadzie z "Gift tourbook", gdzie jest powiedziane, że historia z “Utakata no Yume” jest historią o klanie DARTS, który pierwotnie pochodził z Japonii. Kostiumy natomiast wzorowane były na tych noszonych w środkowym okresie ery Heian.

Kolejną podpowiedź otrzymaliśmy razem z "DIABOLOS CD booklet". GACKT potwierdził, że zdjęcia przy utworach “Farewell” i “Noesis” odnoszą się do Japonii gdzieś od połowy okresu Heian do początku Kamakury (1185–1333), a prace te są zapowiedzią pierwszego rozdziału MOON. Historia opowiedziana w “Farewell” pochodzi z pierwszego rozdziału. Zdjęcie dołączone do tekstu przedstawia osobę zaglądającą w przyszłość.

II. 1300–1600

Ilustracja z bookletu do płyty
"Diabolos", 2005.
W tym czasie świat był w stanie wojny, a DARTS "zeszli w ciemność". Stało się to z początkiem roku 1500 (w Japonii czas od połowy XV wieku do początku XVII wieku nazywany jest okresem sengoku – 'kraju w wojnie'. Był to czas społecznego, politycznego i wojskowego wstrząsu, odznaczał się ciągłą wojną).

Dzięki "DIABOLOS" dowiadujemy się, że DARTS stworzyli Shito. Stworzono ich tylko w jednym celu - do walki. Jednakże Shito byli słabi i bezsilni. Po przebudzeniu uzyskali jednak niewyobrażalną siłę, choć i niedoskonałość polegającą na tym, że nie mogli stać w promieniach słońca. Ta część historii opowiada o Wampirach i przedstawiona została w albumie i podczas trasy koncertowej "DIABOLOS".


III. 1600–2000

"Moon Saga -
Yoshitsune hiden",
2013.
O trzecim rozdziale GACKT powiedział, że ukazuje, jak przebudzone Wampiry żyją.

Trasa koncertowa "DIABOLOS" skupia się na historii pięciu z jedenastu Shito, z jednym ocalałym na końcu. Można wywnioskować, że pozostała szóstka Shito żyje nadal swoim życiem. He i Kei żyją właśnie w tym czasie.

Druga i trzecia część opowieści miała ukazać się na albumie nagrywanym równocześnie do "DIABOLOS". Do tej pory ukazały się jedynie single “Redemption” i “Returner”. “Redemption” było wykonywane podczas trasy koncertowej "DIABOLOS" jako przedstawienie walki Shito z DARTS. “Returner” również odnosi się do walki i pasuje do zmagań Shito z DARTS. Lecz jeśli weźmiemy pod uwagę serial "Fuurin Kazan", to wydarzenia te miałyby miejsce gdzieś w drugim rozdziale podczas sengoku jidai. Pewność jednak będziemy mieć dopiero, gdy wyjdzie nowy album.


IV. 2000–przyszłość (2045)

Plakat do filmu
"Moon Child", 2003
Ten rozdział zaczyna się upadkiem japońskiej gospodarki i masowej emigracji na zachód. Bohaterowie filmu "MOON CHILD" żyją właśnie w tym czasie.
Nawiązania do tej części historii można znaleźć w:
- Albumach: "MOON", "Crescent"
- trasach koncertowych: Kagen no Tsuki, Jougen no Tsuki
- filmie: "MOON CHILD"
- książce: "MOON CHILD requiem"

Historia opowiedziana w filmie "MOON CHILD" rozpoczyna się 31 grudnia 2000 roku w Tokio. Początek XXI wieku. Luka postanawia zakończyć swoje życie jako wampir i zostawia Kei samego. W 2014 roku Kei spotyka Sho, Toshiego i Shinju w południowej części Mallepy. Następnie akcja przeskakuje do roku 2025, i w tych czasach rozgrywa się większa część historii. Dalej spotykają Son i Yi-Chi, Toshi zostaje zabity, a Kei znika...
Opowieść kończy się w roku 2045, kiedy to Sho i Kei znikają w promieniach słońca.

Jedno ze zdjęć związanych z trasą koncertową
"Best of the Best", 2013.

Źródło: Lost Words (tłumaczenie Ealin), Eien no yume (post by Gekka), booklog.jp

9 czerwca 2013

Stay the Ride Alive

Okładka singla "Stay the Ride Alive",
wersja CD, 2010.
Pierwszego stycznia 2010 roku GACKT wydał 37. singiel zatytułowany "Stay the Ride Alive". Był to trzeci singiel powiązany ze ścieżką dźwiękową do serialu "Kamen Rider Decade". GACKT nie jest autorem utworów zawartych na singlu - za tekst odpowiada Shoko Fujibayashi, muzykę skomponował Ryo, a całośc zaaranżował Kōtarō Tanaka. 
O utworze "Stay the Ride Alive", piosence z singla z 2009 roku, pisze Ania.

Są trzy wersje tej piosenki.
Na chwilę obecną odsłuchuję dwie - klasyczną i instrumentalną.
Być może dlatego, że najlepiej do mnie trafiają bardziej subtelne brzmienia.
Lubię rozwijać swoją wrażliwość na piękno dźwięków, których delikatne wibracje przenikają człowieka do szpiku kości.

Jednak nie oznacza to, że wersji właściwej nie słucham wcale.
Okazało się, że jest dla mnie idealna podczas biegania.
Nawet do tego stopnia, że o mało nie straciłam w domu przytomności z przeforsowania swojego ciała. W momencie, kiedy nie miałam już siły dalej biec - przechodziłam krótki odcinek, po czym przełączałam piosenkę i biegłam dalej. Niestety po czterdziestu minutach, pomimo silnego ducha, moje serduszko zastrajkowało i trzeba było poleżeć na kanapie przez dłuższą chwilę... najwyraźniej nie jest już w stanie pracować tak, jak dawniej.
Ale nie o tym chciałam...

Sama strona melodyczna jest dość żwawa. Budzi w człowieku ducha walki. Jakby za moment miały odbyć się zawody, albo podążało się na pole bitwy. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
A że jestem dość wojowniczo nastawiona do wszystkiego, za co się tylko zabiorę, to nie rozstaję się z tym nagraniem, nawet kiedy idę do pracy ^^.
Słuchając tej piosenki, widzę samą siebie. Przyodzianą odpowiednio, by stoczyć najważniejszy w życiu bój, który muszę podejmować każdego dnia. O własną tożsamość, o własne marzenia, uczucia, wierzenia. O wszystko, czym jestem. O wszystko, co jest mi drogie. I gdzieś tam z boku, w głębi, kiedy wszystko się wali i myślę, że to nie ma najmniejszego sensu, widzę Gackto, który mówi - "Stay alive [...] Even if you’ve been hurt, or have fallen, stand up. 'Be strong', that will surely be our promise" .
Cudowna piosenka.

Autorka: Ania.

5 czerwca 2013

Jihaku (自白) II

Jihaku (自白) czyli "Spowiedź" to napisana przez Gackto autobiografia, wydana pod koniec 2003 roku, niedługo po wzięciu przez niego udziału w filmie "Moon Child". Proszę tych, którzy będą to teraz czytać, by wzięli pod uwagę, że jest to obraz Gackto, jakim chciał się przedstawić dziesięć lat temu. Książka składa się z pięciu części. Zapraszam do czytania części drugiej.  


Część druga: Przebudzenie
1. Moje miejsce jest w zespole
2. Wypadek motocyklowy pokazuje mi moje ograniczenia
3. Udręki małżeństwa i rozwodu z koreańską kobietą
4. Mój zespół Cain's Feel
5. Rezygnacja z pracy w kasynie i decyzja o przeprowadzce do Tokio

∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

 Część druga: Przebudzenie

1. Moje miejsce jest w zespole

Po raz pierwszy miałem cokolwiek do czynienia z zespołem pod koniec siedemnastego roku życia. Nawet wtedy, gdy wielu moich przyjaciół było w zespołach i wiedzieli, że gram na perkusji, pytali mnie:

„Czy będziesz naszym wsparciem, czy będziesz grał z nami?”

Zawsze odmawiałem. Oni wszyscy byli na niższym poziomie niż ja, więc nie chciałem dla nich grać. To był prawdziwy powód. Dlatego też uważałem, że zespoły są głupie. Jednakże byli również przyjaciele, którym powiedziałem „Dobrze” i bez odcinania się od nich zacząłem dla nich grać na perkusji. Kiedy wstępowałem do zespołu, jego członkowie byli tak źli, jak myślałem. „Co to, do diabła, jest?”. Do tego czasu występowałem na scenie tylko jako członek orkiestry. Ale była ogromna różnica w technice między orkiestrą a zespołem. „Czy to w porządku występować w ten sposób?” Poszedłem na prawdziwe występy z tymi odczuciami.

To był czas wielkiego „boomu” zespołów i wielkie imprezy dla zespołów amatorskich zdarzały się często. Publiczność na tych koncertach liczyła się w setkach. Porównanie do publiczności orkiestry, gdzie było więcej niż tysiąc ludzi, było niewielkie. Ja, nawet gdy występowałem na żywo po raz pierwszy, nie denerwowałem się wcale. Jednakże rozemocjonowanie widowni na tych koncertach było zupełnie inne. Gdy my po prostu staliśmy na scenie, tam były krzyki radości. Oczy wszystkich, którzy patrzyli, błyszczały z niecierpliwości. Występ się rozpoczął. Tłum wpadł w entuzjazm i rzucił się w kierunku sceny. Było tam nawet kilka osób, które weszły na scenę. Radosne podniecenie i siła dochodzące z gościnnych miejsc rozprzestrzeniały się na scenę.

Wokal i gitara, i bas, i perkusja. Tylko tych czworo ludzi, nie tracąc kontroli, muszą odepchnąć ich siłą muzyki. Jeśli oni zostaną odepchnięci, posuną się naprzód raz jeszcze. Tam jest moc i potężne zderzenie i olbrzymie falowanie tłumu i to rozwija się na scenie. „Cudowne! Co to jest? W jaki sposób zespół, złożony z zaledwie czterech osób, potrafi wywołać w ludziach takie uczucia?” „Występ jest naprawdę zły. Muzycy zdecydowanie nie są na wysokim poziomie. Więc dlaczego, pomimo tego, publiczność jest podekscytowana?” Byłem poruszony do głębi. To sprawiło, że zespół stał się naprawdę „cool”.

To było zupełnie inne od klasycznej muzyki i to był cały nowy świat. W trakcie występu zacząłem poszukiwania. „Co to była za siła? Dlaczego wszędzie wokół czułem takie rozemocjonowanie?” Zacząłem stopniowo odnajdywać odpowiedź. Orkiestry, w których do wtedy grałem, składały się z wielu osób grających na tych samych instrumentach. Były tam pierwsze skrzypce i drugie skrzypce... i zdarzało się wiele razy, gdy nie grali oni tej samej części razem. Od pewnej liczby osób oczekiwano zagrania jednej części, potem dodawano muzyków, a zdarzało się wiele razy, że nie mogłeś zagrać, ponieważ twój udział nie był potrzebny.

Jednakże zespół nie był taki. Tam było tylko czworo ludzi. Poza tym każdy instrument był inny. Jeśli jedna osoba grała źle, wszystko się kończyło. Nie możesz popełniać błędów. To oznaczało tyle: na każdej osobie zespole ciążyła poważna odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność rozkładała się jednakowo na wszystkich. Jeśli myślałem o tym i badałem to dokładnie, czyniło mnie to bardzo szczęśliwym. Jeśli nie, nie mogłem grać. Jeśli nie, mógłbym przestać. Od kiedy byłem bardzo młody szukałem miejsca, do którego należałem. Chciałem, aby to miejsce nie było podobne do czyjegokolwiek innego miejsca. W tej grupie zwanej zespołem po raz pierwszy znalazłem odpowiedź i to, czego szukałem.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

2. Wypadek motocyklowy pokazuje mi moje ograniczenia

Mój ojciec był nieprzewidywalną osobą. Pierwszy raz zabrał mnie na przejażdżkę, gdy miałem dwanaście lat. Nie było tam automatycznej skrzyni biegów, tylko ręczna. Powiedział, że to jest niebezpieczne, jeśli nie umiem jeździć, więc uczył mnie siedząc na miejscu dla pasażera.

Po raz pierwszy jechałem motocyklem, gdy już zdobyłem całą wiedzę, jak to robić: gdzie jest sprzęgło, pedał gazu. Byłem już w stanie sam pojechać. Za pierwszym razem jechałem naprawdę wolno. Myślę, że to było około siedemnastego roku życia.

Motor, na którym uczyłem się jeździć, to była Yamaha RZ250. Chociaż była to 250, był to duży motor i nie wypadał niekorzystnie w porównaniu z 400. Ponieważ posiadał dwa tłoki, miał wspaniałe przyspieszenie. Był naprawdę szybki. Gdybym uczył się jeździć na innym motorze, nie sądzę, bym polubił to tak bardzo. Sposób, w jaki jeździłem, był naprawdę niebezpieczny. Myślę, że to bardzo dziwne, że nie zginąłem. Jadąc 70-80 km/h, mijałem samochód jadący z naprzeciwka lewą stroną, biorąc ostry zakręt pomiędzy słupem telefonicznym a samochodem. Jednakże rzadko kiedy miałem jakiś wypadek.

Wystarczył jeden dzień, bym porzucił jeżdżenie moim motocyklem. Tego dnia, ponieważ poprzedniego dnia padał deszcz, na drodze było mnóstwo piasku. Jednakże jak zwykle jechałem niebezpiecznie i na szczególnie trudnym zakręcie moje opony nagle zaczęły się ślizgać. Mój motor i ja wpadliśmy w poślizg. Po prawej stronie było ograniczenie. Widzałem betonową ścianę wprost naprzeciwko mnie. Gdy ściana się zbliżała, wiedziałem.

Umrę!

W jednej chwili puściłem motor, a on posuwał się dalej prosto w kierunku ściany. Przednie i tylne koła odbiły się o przód muru, motor wyleciał w powietrze i zaczął wracać w moim kierunku. Mogłem tylko widzieć motor przejeżdżający obok mojej głowy. Tuż po tym motor trzasnął o drogę, poważnie uszkodzony. Nic nie zostało z ramy czy czegokolwiek innego.

Byłem ranny w prawą rękę. Asfalt rzeczywiście ją podrapał i chociaż zeskrobałem go nożem, to wciąż mam blizny.

Przestałem jeździć na motocyklach. Zrobiłem to, ponieważ uświadomiłem sobie moje ograniczenia. Potem zwróciłem się w kierunku samochodów. W sumie miałem dziesięć samochodów. Moim pierwszym samochodem była Toyota Toreno. Nazywana „86”, była znanym samochodem w klubach samochodowych. To był samochód faceta z mangi „Initial D”.

Chociaż jeździłem teraz samochodem, nie zmieniłem mojego niebezpiecznego sposobu jazdy. Inni często musieli wzywać pogotowie do mnie. Jednego razu trzeba było wezwać straż pożarną, ponieważ mój samochód się palił.

Koniec moich niebezpiecznych zwyczajów prowadzenia samochodu był taki sam, jak w przypadku motoru. Zderzyłem się z czymś i mój samochód kręcił się w kółko i w kółko. Samochód obrócił się do góry kołami, wciąż się ślizgając, uderzył o nawierzchnię drogi i był w połowie zniszczony. Teraz często się zastanawiam, jak przeżyłem.

Wyczołgałem się spod samochodu, upewniwszy się przede wszystkim, że naprawdę wciąż żyję. Na widok mojego na wpół zniszczonego samochodu w roztargnieniu zapaliłem papierosa. Wtedy zadzwoniłem do mojej byłej dziewczyny. Ponieważ naprawdę byłem w niej zakochany, jechałem nieostrożnie. Chociaż wciąż czuliśmy coś do siebie nawzajem, rozstaliśmy się.

Zaczęła płakać i krzyczeć do telefonu.
„CO TY ROBISZ?”

Kiedy usłyszałem jej głos, po raz pierwszy to sobie uświadomiłem. Co ja, do diabła, zrobiłem, sprawiając, że płakała? Było mi wstyd.

Po tym przestałem jeździć tak brawurowo. To był ostatni raz, kiedy jechałem niebezpiecznie. Ponieważ chciałem zajrzeć na drugą stronę śmierci, byłem niewiarygodnie lekkomyślny. Jednakże, w końcu, nie byłem w stanie zobaczyć niczego.

Wielu moich przyjaciół zmarło. Chcieli żyć i umarli, a ja, który chciałem zobaczyć, jak to jest umrzeć, wciąż żyłem. Ja po prostu nie mogę tego znieść.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

3. Udręki małżeństwa i rozwodu z koreańską kobietą

Jako nastolatek byłem bardzo zepsuty. Posiadałem absurdalną liczbę rowerów i samochodów, przy czym nie zdawałem sobie sprawy z tego, co posiadam. Nie przywiązywałem również zbytniej wagi do życia i śmierci. Same beztroskie uczucia wypełniały moje serce.

Tym, co odmieniło moje życie, było spotkanie z pewną osobą. Miałem wówczas dziewiętnaście lat i spotkanie to było dla mnie czymś bardzo szokującym. On był klientem kasyna. Około trzydziestoletnim kawalerem. Był biznesmenem i miał pieniądze. Poza tym miał wysoką pozycję społeczną i prestiż, a do tego piękną kobietę u boku. Był po prostu idealny.

W tym czasie pracowałem w kasynie, będąc również w zespole. Największym powodem, dla którego wspierałem ten zespół, była charyzma wokalisty. Miał w sobie niezwykły talent, a jego intencją było iść dalej. Jednak w momencie, gdy odszedł, dołączając do innego zespołu, wspieranie tego przestało mieć dla mnie jakikolwiek sens. Jakiś rok później odszedłem z zespołu. W tym samym czasie grywałem po różnych klubach, ale nigdy nie spotkałem już dawnego wokalisty. Również w tym czasie zapragnąłem zająć się muzyką na poważnie. Miałem jednak drobny problem z ludźmi w ówczesnych zespołach. Wokół mnie było sporo osób, które nie miały zbyt dużego pojęcia o tym, ale mówili, jeśli coś z tego wyjdzie, fajnie będzie iść dalej. Jeśli graliby w zespole, wtedy mieliby większe powodzenie u kobiet. Byli to tego typu ludzie. Muzyka była dla nich rodzajem hobby. Pieniądze mieli z takich dorywczych prac, jak praca na stacji benzynowej czy w barach.

Ponieważ byłem gospodarzem i rozdającym karty w kasynie, mój sposób życia różnił się od ich zdecydowanie. Dlatego też nigdy zbytnio się z nimi nie zaprzyjaźniłem. To był czas, kiedy zastanawiałem się, czy właśnie takie nocne i rozrywkowe życie chcę prowadzić. W takim właśnie momencie spotkałem tego mężczyznę. Nawet teraz doskonale pamiętam te pierwsze słowa, jakie wypowiedział do mnie: "Co jest lepsze, żyć myśląc, że twoje życie jest wspaniałe, czy też żyć myśląc, że cokolwiek zrobisz, to i tak nie ma to większego znaczenia? Ja wolę żyć myśląc, że moje życie jest wspaniałe”.
Powiedział to, mile się uśmiechając.

Gdy zapytał: “Co jest lepsze?”, zastanowiłem się przez chwilę. Chciałem żyć myśląc, że moje życie jest wspaniałe. To był chyba pierwszy raz od urodzenia, kiedy to sobie uświadomiłem. Do tej pory raczej nienawidziłem życia. Od tego momentu towarzyszyłem mu wszędzie tam, gdzie to tylko było możliwe. Rozmawiałem z nim na różne tematy. Jeśli tylko miałem czas, szedłem się z nim zobaczyć. To był prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy zainteresowałem się kimś innym niż sobą. Chciałem być dokładnie taki sam jak on.

Zwykle mówił w ten sposób: “Co jest lepsze, to, czy tamto?”, a jego sposób myślenia było łatwo zrozumieć. Jakkolwiek im więcej rozmawialiśmy, tym bardziej uświadamiałem sobie, iż jego sposób myślenia i życia jest kompletnie różny od mojego. Bardziej niż cokolwiek, my ulepieni byliśmy z innej gliny. Ja nienawidzę przegrywać i jeśli spotykam kogoś, kto jest ode mnie lepszy nawet odrobinę, nie spocznę, aż go nie pokonam. On natomiast niczego takiego nie robił. Miałem silne przekonanie, że nie gramy w tej samej drużynie. Od tego momentu minęło dziesięć lat, a on nie stał mi się bliższy. Nadal mam takie samo wrażenie.
Wtedy jednak gdy go spotkałem, narodziłem się na nowo.
Naprawdę w to wierzę.

Wtedy mając dziewiętnaście lat, narodziłem się. Tak więc teraz wciąż jestem dzieckiem. Psychicznie jestem pewnie bardzo młody.

Po tym, jak rzuciłem granie w nocnych klubach, imałem się różnych zajęć. Ostatnią z nich była pozycja rozdającego karty w kasynie. Tam właśnie spotkałem jeszcze kogoś. Kobietę. Pracowała na tym samym stanowisku, co ja.

Wcześniej niż ta książka ukazał się artykuł o niej w jakimś sportowym czasopiśmie. Z nagłówkiem: “Gackt poślubił blondwłosą, osiem lat od siebie straszą kobietę”. Co ciekawe, w tamtych dniach nie miałem żadnego  kontaktu z blondwłosymi kobietami.

Kiedy pojechałem do Los Angeles nagrywać, na lotnisku Narita rozmawiałem z reporterem. Pomimo tego, że prosiłem go o niezadawanie mi głupich pytań, czegoś takiego się nie spodziewałem. Po tym wywiadzie w prasie w L.A. zaczęły pojawiać się nagle takie nagłówki. Czytając je, miałem niezły ubaw.

Kobieta, z którą byłem wówczas w separacji, nie była rasy białej. Była Koreanką. Choć przyznam szczerze, że nie obchodzi mnie coś takiego jak narodowość. Narodowość sama w sobie jest czymś głupim. Zbytnio się tym nie przejmowałem. Jeśli jesteście razem i kochacie się nawzajem, to powiesz “lubię” do najbardziej trywialnych rzeczy. Jednak znaczenie tego słowa zmienia się za każdym razem. Wstępnym, podstawowym warunkiem jest jednak zawsze miłość. Myślę, że tak jest najlepiej.

Pobraliśmy się, ponieważ powiedziała mi: “Chcę być pełnoprawną częścią twojej rodziny.”
Powiedziałem “w porządku, ale i tak nie zamierzam niczego zmieniać.”

Myślę, że problemem była narodowość, którą miała w papierach. Wyglądało na to, jakby potrzebowała dowodu w postaci naszego małżeństwa. Myślę jednak, że właśnie to na końcu stało się dla nas obojga największym ciężarem. Ponieważ byliśmy małżeństwem, zdecydowaliśmy, że musimy to zrobić (rejestracja małżeństwa). Niestety zadziałało to odwrotnie, usztywniając nasze wzajemne relacje. Do tego szalone fanki robiły dziwne rzeczy, jak np. czekanie przed naszym domem, a było to dla niej dużym obciążeniem. Nękali nas wówczas bardzo mocno. Częstą sytuacją były też głuche telefony. Pod wpływem tego wszystkiego po prostu przestała wychodzić z domu. Doszło również do tego, że miała załamanie nerwowe.

“Wydaje mi się, że powinniśmy pomyśleć o separacji”, powiedziała na końcu.

Logiczne jest, że szalone fanki nie były jedynym powodem naszej separacji. Myślę, że było jeszcze wiele innych spraw, które ją obciążały. Tak więc byliśmy małżeństwem przez bardzo krótki czas.

Nie zamierzam już nigdy więcej się żenić. Jeśli jakieś imię będzie wpisane obok mojego w rejestrze, będzie to wtedy, kiedy umrę. Jeśli jednak przed śmiercią znajdę kogoś, kto będzie chciał być ze mną do końca i zgodzi się wyjść za mnie, wtedy będzie to dowodem tego, że chcemy być razem. Wtedy prawdopodobnie ożenię się z nią. Nie chce również mieć dzieci. Nie sądzę, aby dzięki dzieciom małżeństwo mogło dłużej przetrwać.

Znam pary, które nie rozwodzą się tylko dlatego, że mają dzieci, ale to już zupełnie inna historia.
Kiedyś w telewizji oglądałem pewien program, gdzie powiedziano, że “bez względu na wszystko, dzieci powinny mieć oboje rodziców”. Jednak właśnie w tym jest problem. Dzieci dorastają przecież mając tylko jedno z rodziców, a nawet wtedy gdy nie mają ich w ogóle. Rodzice myślą “nie rozstaniemy się, ponieważ mamy dzieci”, dzieci natomiast są zawsze świadome tego, co i jak dorośli myślą, i czują w ten sam sposób. Nic nie spowoduje, że zmienią ten sposób myślenia. Jeśli rodzice kochają się, będzie to znaczyło dla dziecka bardzo dużo. W przeciwnym razie dziecko nie będzie wiedziało, jak to jest mieć rodziców.

Oczywiście, gdybym powiedział, że nigdy nawet przez moment nie chciałem być ojcem, skłamałbym. Zastanawiałem się, jakie by było moje dziecko, gdybyśmy zgodzili się mieć dzieci. Nie chce jednak mieć dzieci. Żal byłoby mi każdego dziecka, które miałoby moje geny. Spowodowane jest to traumatycznymi doświadczeniami, jakie miałem w dzieciństwie. Było to dla mnie niezwykle trudne. Życie według wyobrażeń innych ludzi nie było normalnym rozwojem, stało się natomiast bardzo bolesne. Jeśli kiedyś pojawi się ktoś, kto będzie miał moje geny, będzie miał również moje zdolności. Pamiętam, jak to było, kiedy byłem mały. Rodzice patrzyli na mnie bardzo dziwnie, gdy mówiłem, że widzę duchy, inni dorośli posądzali mnie o chorobę umysłową. Nie chcę, aby moje dziecko miało tego typu wspomnienia.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

4. Mój zespół Cain's Feel

Z Cain's Feel byłem związany mieszkając w Kyoto. Nazwa zespołu wywodzi się biblijnej opowieści o Ablu i Kainie - synach Adama i Ewy.
Skąd przychodzimy i dokąd odchodzimy, gdy nasz czas dobiega końca? Miałem swój własny pogląd na sprawę ludzkiej egzystencji.
Dobrym określeniem ludzkiej egzystencji jest głód tworzenia muzyki, myślę, że właśnie dlatego zacząłem ją tworzyć.

Oczywiście jest to też możliwość poznania innych ludzi.

W tych dniach, kiedy rzuciłem perkusję, moja działalność w zespole była raczej nijaka. Pracowałem wówczas na kilku posadach, a jedną z nich był dźwiękowiec w studiu, w którym ćwiczyłem grę na perkusji. Pracowałem tam raz w tygodniu, a płacono za godziny. To mi odpowiadało, tym bardziej, że złapałem bakcyla i nie chciałem odcinać się od tego. Tam również miałem dostęp do muzycznych nowinek.

W Kyoto był pewien klub, gdzie odbywały się całkiem duże koncerty. Grał tam jeden gitarzysta, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Był naprawdę niesamowity i wspaniale wyglądał na scenie. Jego postać odcisnęła się w mojej pamięci bardzo wyraźnie i nie mogłem przestać o nim myśleć. W studiu, gdzie pracowałem, starałem dowiedzieć się, kim jest.

“Czy wiesz może coś o koncercie, który był w klubie?”
“Tak, wiem”.

Widziałem go za każdym razem, jak przychodził do studia. Choć na początku atmosfera wokół niego była raczej wroga. Nasze wzajemne stosunki nie należały do dobrych.

On, wokalista i gitarzysta z tej grupy byli sławni z bycia Yankees i częstych bójek z wszystkim dookoła, typ ludzi wszczynających bójki w klubach. W studiu ich nastawienie było podobne...

Mówię o tym, ponieważ wtedy wciąż byłem dzieckiem i nigdy nie wiedziałem, jakie okoliczności doprowadzą mnie do kolejnej bójki. Cały czas jednak miałem przeczucie, że prędzej czy później będę się z nimi bił.

Aby ćwiczyć grę, cały czas nosiłem przy sobie futerał z pałeczkami. W tym futerale nosiłem jednak coś jeszcze... żelazny pręt.

Gdyby ktoś zapytał się wówczas, kto ma najlepszą postawę, zapewne odpowiedziałbym, że ja.
Ten koleś był jednym z grupy. Wtedy w studiu byłem ja, on i jeszcze dwie osoby. Nie był on raczej wylewną osobą, raczej typem, który nie ujawnia swych uczuć.

Oczywiście on nigdy nie odezwał się do mnie. Choć gdy skończyli rozmawiać, atmosfera stała się ciut przyciężka, wiec zapytałem go.

“Na koncercie zespół, który tam grał, miał niesamowitego gitarzystę, nieprawdaż?”.
“To byłem ja”, odparł spokojnie.

Niemożliwe. Nie mogłem w to uwierzyć! Najlepszym gitarzystą, jakiego widziałem do tej pory, był ten pełen rezerwy gość siedzący naprzeciw mnie.

“Nie jesteś nim!”

No i zaczęliśmy się bić.

“Jestem”.
“Nie wierzę ci”.
“Jestem nim”.
“Udowodnij”.
“W domu mam zdjęcia, więc jeśli chcesz je zobaczyć, musisz przyjść do mnie”.

Kiedy pokazał mi zdjęcia, były to zdjęcia z tego właśnie koncertu. Również ja robiłem wtedy zdjęcia, ale koleś na tych zdjęciach nie był tym, który teraz siedział naprzeciw mnie. Spowodowane to było tym, że na scenie nosił makijaż. Gość, którego widziałem na scenie, a ten z reala to całkowicie różne osoby.
Ten zwykły był pełen rezerwy i spokoju. Na scenie jednak zmieniał się nie do poznania. Podobała mi się ta przepaść między nimi.

“To naprawdę ty? Przepraszam, że ci nie wierzyłem”.
“Teraz już wiesz, więc wszystko gra”.

Gitarzysta, którego szukałem, był tu. Byłem niesamowicie dumny.

Od tego momentu staliśmy się przyjaciółmi i zaczęliśmy myśleć o tym, czy "nie powinniśmy może założyć zespołu" i szukać nowych członków. Największym problemem był jednak fakt, że nie mieliśmy wokalisty. Rozmawialiśmy o tym, a ja, żartując, mówiłem: “Ciekawe, czy ja dałbym sobie z tym radę?”

Wtedy You, który był raczej spokojnym człowiekiem, wybuchnął śmiechem: “Nie bądź śmieszny”.

“Mówiłem poważnie”, odparłem i zaczęliśmy się przekomarzać.

Wtedy naprawdę nie znosiłem swojego głosu i nigdy, ale to nigdy nie śpiewałem w towarzystwie innych ludzi. Poza tym ani ja ani You nie mieliśmy kompletnie pojęcia o śpiewaniu.

“Dobrze, wiec w przyszłym tygodniu spróbuj zaśpiewać mi tę piosenkę”, odparł You.
“Dobra, zaśpiewam”.

Po tygodniowym treningu po raz pierwszy w życiu stanąłem przed You i... zaśpiewałem. Po tym, jak usłyszał jak śpiewam, You wymamrotał: “Ty, dlaczego nie śpiewasz?”. Nawet teraz często tak mówi.

Jakkolwiek nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym być wokalistą.

We wcześniejszym zespole, w którym byłem pomocnikiem, był wokalista naprawdę niesamowity. Jego sposób śpiewania był nie tylko ostry, ale również piękny. Był tego typu wokalistą, którego śpiew zapadał ci głęboko w serce. Poza tym był naprawdę czarujący.

W tamtym czasie, podczas zespołowego boomu, większość wokalistów była naprawdę dobra. Świetne głosy, o dużej skali.

Mój głos był słaby, a skala mała. Nie miałem zielonego pojęcia, jak go polepszyć. Nawet jeśli mój głos był dobrym materiałem, i nawet jeśli mógłbym śpiewać wyżej, nie byłbym dobrym wokalistą.
Niestety nie było nikogo innego, kto mógłby to zrobić, więc...

Śpiewanie przed You stało się dla mnie sposobnością, by zostać wokalistą i ponownie rozpocząć szkolenie głosu. Pomimo że mój głos pozostał niski, przez trening udało mi się rozszerzyć odrobinę skalę głosu.

Po zebraniu zespołu nagraliśmy taśmę demo z moim głosem i puściliśmy ją wszystkim, którzy się nadawali.

“Wokalista jest naprawdę niezły. Kto to?”
“To ja”.
“Ty umiesz śpiewać?”
“Chwilowo”.

Będąc perkusistą, znałem wiele osób, jednak jako wokalista nie znałem nikogo.
W związku z tym zebraliśmy członków zespołu i wznowiliśmy działalność.
To był Cain's Feel. Mój pierwszy zespół.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

5. Rezygnacja z pracy w kasynie i decyzja o przeprowadzce do Tokio

Zawsze się mówi, że wokalista jest twarzą zespołu. Stając się wokalistą, to zrozumiałem jako pierwsze.

Oczywiście powodem tego nie jest jego dobry wygląd, ale to, że jest pierwszą linią obrony zespołu. To on niejako przedstawia zespół publiczności. Myślę, że właśnie to oznacza bycie “twarzą” czegoś. Bycie wokalistą, chęć przesłania swych przemyśleń do ludzkich serc była we mnie martwa.

Wchodziłem właśnie w bardzo delikatny okres w moim życiu. To było prawdopodobnie wtedy, gdy muzyka stała czymś naprawdę ważnym dla mnie.

Mógłbym wieść materialnie bogate życie w przemyśle rozrywkowym, ale przemysł zostawia znamię i zaczynałem myśleć, że nie ma tam produktywnej pracy dla mnie.

Pozostał zarys muzyki. Tworzenie, doprowadzanie tego do skończonej formy było czymś wspaniałym. Dobrze to czułem.

Były również słowa, które ktoś powiedział do mnie i które sprawiły, że spojrzałem na wszystko inaczej i odżyłem na nowo. Powiedział to do mnie, gdy byłem dzieckiem i wtedy bardzo mnie to zabolało.
“Na pewno ma to jakieś znaczenie. Jakkolwiek czy nie powinieneś przemienić tego w jakąś namacalną formę, i zostawić ślad?”.

Z wszystkiego, co miałem, tylko muzykę byłem w stanie przekuć na coś namacalnego. Na muzykę przelewałem swoje przemyślenia.

Chciałem poznać znaczenie swego istnienia. Jeśli były rzeczy, które inni niż ja ludzie mogli robić, to było to w porządku. Zawsze szukałem rzeczy, które tylko ja nie mogę zrobić.

Dzięki swojej muzyce chciałem dosięgnąć świata, w którym mógłbym wyrazić siebie. W pewnym momencie to uczucie stało się na tyle silne, że będąc wokalistą zacząłem zastanawiać się nad karierą solową. Być może była to dla mnie szansa. Jednak najpierw chciałem zobaczyć, jak to jest być częścią zespołu, chciałem zdobyć doświadczenia z tym związane. Czułem, że to jeszcze nie czas na solową karierę.

W tym samym czasie dzięki przyjacielowi poznałem Manę (lidera Malice Mizer, który w tym czasie był w zawieszeniu). Osoba, przez którą go poznałem, powiedziała “Wszyscy członkowie są niezłymi osobowościami”. Poznałem ich pogląd na świat przez okładkę CD i zainteresowała mnie na tyle, abym chciał poznać ich osobiście.

Pojechałem więc do Tokio, aby spotkać się z Maną w Ikebukuro. Pierwszy raz, jak spotkałem Manę, coś zaiskrzyło miedzy nami. Przemysł rozrywkowy zawierał się w nim, wyglądał dokładnie tak, jak go sobie wyobrażałem. Miał długie, spięte z tyłu włosy.

Ponieważ w Tokio ludzie nie mieli samochodów, nagle poczułem się jak jeżdżący sportowym samochodem, noszący elegancki garnitur facet, co chwila słyszący pytanie: “Dla jakiej korporacji pracujesz?”. Sądziłem, że  Mana, będąc bardzo nieufnym człowiekiem, zada mi takie samo pytanie. On jednak tylko stwierdził: “Nie wyglądasz jak muzyk”. Szczerze powiedziawszy, wyglądałem raczej jak prezenter albo członek yakuzy w tamtym czasie.

Jednak Mana to Mana i ubrany był w stylu gotyckiej lolity. Miał na sobie długie pantalony i sandały na wysokim obcasie, które wyglądały jak drewniane chodaki. Jego twarz zakryta była szerokim kapeluszem i przeciwsłonecznymi okularami. Gdyby ktoś sfotografował nas wówczas, byłoby to bardzo nieudane zdjęcie. Nie bardzo mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Pamiętam raczej, że rozmawiałem z osobą, która przyszła razem z nim. Potem poszliśmy do domu Koziego (gitarzysty). Kiedy ja i Kozi popatrzyliśmy na siebie, coś zaiskrzyło. Miał czerwone włosy i brodę. Trzy całkowicie różne osoby. Rozmowa kompletnie się nam nie kleiła.

Tym, kto przerwał ciszę, był Kozi.
“Czy jest jakieś miejsce w Tokio, dokąd chciałbyś pójść?”

W tych dniach, gdy miałem problem z rozmową z nimi, chciałem spróbować pójść do kwatery głównej sekty Aum Supreme Truth w Aoyamie. Nawet w środku nocy było tam pełno reporterów.

“Co robicie dalej?”
“Nie wiemy”.
“Zostajecie w Tokio?”
“Nie wiemy”.

Jakoś tak wyszło, że o 2.00 nad ranem nasza trójka stanęła przed kwaterą główną Aum Supreme Truth i przyglądała się tamtejszym zamieszkom z uczuciem ulgi. Po tym udaliśmy się do domu Many i delikatnie zaczęliśmy rozmowę o zespole.

“Na jakim instrumencie grasz?”
“Szczerze powiedziawszy, to gram na nich wszystkich”.

Mówiąc to, zagrałem na stojących tam klawiszach i zaśpiewałem.

Powiedziałem im również moją opinię o piosenkach Malice Mizer. Nie żebym nie lubił gotyckiego świata wykreowanego przez Manę, jednak te rzeczy istniały jedynie jako pragnienia, czekające na czas, aby wzbić się w powietrze. Nie mogłeś po prostu powiedzieć “Zróbmy to na gotycką modłę”. Jeśli nie jesteś w stanie połączyć obu substancji i wpływów ze średniowiecznej Europy w jakąś spójną całość, to nie jest dobrze.
Rozmawialiśmy o tym przez trzy długie dni, podczas których stwierdziłem, że członkowie Malice Mizer to fajni ludzie. Mówiąc jednak o ich muzycznych zdolnościach, to nie były one zbyt duże.

Jednak byli zabawni, poruszyli coś w moim sercu, więc zdecydowałem się do nich przyłączyć.

Rzuciłem wszystko: pracę i to wszystko, co się z nią wiązało, i przeniosłem się do Tokio.

Z dziewczyną, pomimo tego, że nie byliśmy małżeństwem, nie planowałem zrywać z powodu wyjazdu do Tokio. Oczywiście rozmawialiśmy o tym, czy może moglibyśmy pojechać razem. Jednak przez pewien czas nie mielibyśmy żadnych dochodów, więc nie mogłem się na to zgodzić.

Gdybym nie wierzył, że zabranie jej ze sobą to dobry pomysł, to lepiej było chyba się rozstać.
Nie było nic, co mogłoby mnie zatrzymać.

Oczywiście znalazły się osoby, które mówiły: "rzuca pracę dlatego, że uważa się za kogoś lepszego od nas”.

Od momentu, kiedy podjąłem decyzję o wyjeździe, zrywałem znajomość z każdą osobą, która sprzeciwiała się moim planom. Gdyby było coś, co zatrzymywało mnie tu, na pewno bym wrócił. Potrzebowałem powodu, wymówki, aby wrócić do Kyoto.

Nie znoszę uciekać, bo to neguje każdy sukces.

Byłem pewien, że odniosę sukces. Nie było powodu, aby robić jakieś zabezpieczenia na wypadek, gdyby się nie udało.

Moim celem wówczas było nie Tokio, nie Japonia, lecz Azja. Nie żartuję.

Jeśli mógłbym stworzyć świat, który przewidziałem w skończonej, doskonalej formie, mógłbym stworzyć Azję moich marzeń.

To, co było przed moimi oczami, to świat.

Uwielbiam europejską muzykę, choć to, co tworzę, jest inne od tego, czego słucham. Słowa są tak inne, ludzie są tacy inni. Jestem Azjatą. Bycie Azjatą i zdobycie uznania (sławy) jako Azjata, otwiera drzwi dalej, do świata. Z Malice Mizer mogłem to zrobić.

To jest prawda. Tego typu myślenie wpłynęło na moje zachowanie. To jest punkt, od którego zacząłem być.


*

Autorkami tłumaczenia "Jihaku" (biografii Gackto) na język polski są Ealin i Hana. Za zgodę na udostępnienie tekstów dziękuję tłumaczkom. Wstawianie tego tłumaczenia w innych miejscach w sieci bez zgody tłumaczek zabronione. Tłumaczenie angielskie by Gerald Tarrant na stronie Eien no Yume.