10 sierpnia 2013

"Moon Saga" - opowieść o Minamoto Yoshitsunem

Projekt "Moon Saga":

Projekt "Moon Saga" powstał we współpracy Gackto i sławnej grupy mangaczek CLAMP. Głównym przedsięwzięciem tego projektu jest sztuka teatralna pod tytułem "Moon Saga Yoshitsune Hiden" (Moon Saga: Sekret Yoshitsunego). Autorem i reżyserem sztuki jest GACKT, który również wcielił się w rolę główną.

Sztuka miała swoją premierę w lecie 2012 roku (wystawiano ją na deskach japońskich teatrów od 15 lipca do 26 sierpnia 2012 roku w Tokio, Nagoyi, Fukuoce i Osace. Następnie GACKT zajął się innymi swoimi projektami, głównie przygotowaniami do tegorocznej japońskiej trasy koncertowej "Best of the Best".

Plakat promujący sztukę "Moon Saga"
autorstwa grupy mangaczek CLAMP.

Grupa CLAMP odpowiedzialna była za projekt wizualny przedsięwzięcia oraz kostiumy postaci. Mangaczki namalowały także plakat promujący projekt. Projekt miał również obejmować wydanie mangi autorstwa grupy CLAMP, grę komputerową oraz anime.

Faza koncepcyjna projektu.
Treningi i ćwiczenia zespołu aktorów.

W sztuce oprócz Gackto wystąpili między innymi: młody aktor z doświadczeniem w teatrze kabuki jako onnagata Saotome Taichi (早乙女太一, w roli mononoke Kage), aktorka teatru Takarazuka Yamato Yuga (大和 悠河, jako Tomoe Gozen), pojawiający się już wcześniej w projektach Gackto tancerz i aktor Kodo Taya (古堂たや) oraz Furumoto Shinosuke (古本新乃輔) (obaj grają żołnierzy z armii Yoshitsunego) oraz Maekawa Yasuyuki jako Minamoto Yoshinaka. Pełną obsadę przedstawiono dopiero w czerwcu 2012 roku.

Główna obsada sztuki "Moon Saga" podczas konferencji prasowej.
W głównych rolach obsadzeni zostali aktorzy:
GACKT, 早乙女太一, 大和悠河, 古堂たや, 古本新乃輔, 高橋努,
前川泰之, 時代吉二郎, 大橋吾郎, 福本伸一, 木下政治,
明楽哲典, 鈴花あゆみ, 鈴花奈々.

Od lewej: Taichi Saotome, GACKT, Yamato Yuga.

Podczas konferencji prasowej GACKT powiedział o granej przez siebie postaci:
He has many attractions. Though there are so many images of Yoshitsune, it's fascinating that we can create our own image of him. By making each character shine like stars in the sky, I want the audience to feel the attractions of Yoshitsune's fellows as well. (Tokyohive).

Okładka magazynu "Fool's Mate" z sierpnia 2012 roku.
Głównym tematem muzycznym sztuki jest utwór "雪月花 -The end of silence-" (wcześniej już znany, wydany na singlu w grudniu 2009 roku).

Podczas jednej z konferencji w 2012 roku GACKT powiedział, że projekt "Moon Saga" jest kontynuacją jego "księżycowego" tematu, nawiązującym do jego wcześniejszych projektów (pisałam o "projekcie księżycowym" i motywie księżyca w twórczości Gackto we wpisie: Moon Project - opowieść o księżycu.

Wystawienie sztuki poprzedziły artykuły w czasopismach, konferencje prasowe oraz występy telewizyjne już w połowie 2011 roku. Obecnie zapowiadane jest na ten rok dwupłytowe wydanie DVD z zarejestrowaną sztuką, wywiadami, PV do piosenki "雪月花-end of silence" i broszurą.


Opowieść o Minamoto Yoshitsunem:

Oto opowieść o Minamoto Yoshitsunem, jaką przedstawił GACKT w swojej sztuce "Moon Saga Yoshitsune hiden" (streszczenie Miyuki Anh, która zgodziła się na to, bym przetłumaczyła i zamieściła jej tekst na tej stronie):

"Moon Saga" to opowieść o Minamoto Yoshitsunem (GACKT). W sztuce ta postać ma 23 lata, jest bardzo młodym i niewinnym człowiekiem. "Moon Saga" to sztuka teatralna, nie musical. Minamoto Yoshitsune jest prawdziwym słynnym dowódcą, jedną z postaci historii Japonii. Możecie znaleźć informacje o nim w Internecie, ale postać, w jaką wcielił się GACKT, jest fikcyjna - jego wersja Yoshitsunego nie przypomina prawdziwej historii. 
Epoka Heian, szogunat Kamakura, cesarz w Kioto, relacje między członkami rodu Minamoto, wielka historyczna bitwa... Nie mówię tu o szczegółach, ponieważ nasza opowieść fantastyczna, to nie lekcja historii, i moja znajomość angielskiego nie pozwoliłaby mi zawrzeć tu wiedzy historycznej. Więc jeśli ktoś z Was interesuje się historią Japonii, łatwo jest znaleźć informacje na ten temat w Internecie lub książkach. (Sądzę, że powinniście to zrobić ^^, ponieważ GACKT chce, byśmy wiedzieli więcej o historii Japonii, także dzięki jego sztuce). 
GACKT jako Minamoto Yoshitsune.
Wracając do "Moon Saga".
Tłem historycznym sztuki jest epoka Heian.
Yoshitsune i jego przyjaciele, zwami "Mononofu" (co oznacza "ludzie o ponadnaturalnej mocy"), potrafią walczyć, zniszczyć potwora, a nawet leczyć ludzi z ran (każdy z nich posiada inną zdolność). Tylko jeden Yoshitsune zdaje się nie wyróżniać żadną specjalną umiejętnością, jego przyjaciele uważają że jego umiejętność jest wciąż uśpiona/ukryta, albo że on nie chce walczyć. 
Ale w rzeczywistości Yoshitsune zawsze starał się ukryć swoją umiejętność, ponieważ nie była to umiejętność, a demon wewnątrz niego. Gdy był zmuszony do walki, bardzo silny i straszny demon budził się i zabijał po prostu dla zabawy. Więc kiedykolwiek musieli walczyć, Yoshitsune uciekał jak dziecko. 
Z drugiej strony starszym bratem Yoshitsunego (przyrodnim) był Minamoto Yoritomo - który założył szogunat Kamakura, najpotężniejszy człowiek w Kamakurze. Był naprawdę zły i zawsze chciał wykorzystać Yoshitsunego do złych celów. 
W złożonych okolicznościach i z zamieszkującym go demonem Yoshitsune wciąż był czysty i miły. 
W grupie jego przyjaciół była para: Minamoto Yoshinaka (kuzyn jednocześnie Yoshitsunego i Yoritomo) i Tomoe (łatwo ich zauważyć, to kobieta i mężczyzna zawsze obok siebie). Opiekowali się bardzo Yoshitsunem. 
Taichi Saotome jako Kage.
Tajemnicze mononoke (istota w rodzaju ducha) o imieniu Kage (odgrywane przez Saotomego Taichiego - postać z długimi białymi włosami; "kage" po japońsku znaczy "cień", nikt nie może zobaczyć Kage poza pełnią Księżyca; towarzyszyła mu zawsze mała dziewczynka Hyouri) zostało uratowane przez Yoshitsunego dziesięć lat wcześniej, gdy Kage zostało zaatakowane przez inne mononoke, i gdy Yoshitsune chciał mu pomóc, obudził się demon wewnątrz niego i zabił pozostałe mononoke w okrutny sposób. Więc Kage jest jedyną istotą, która zna sekret Yoshitsunego, interesuje się Yoshitsune, od tamtego czasu podąża za nim krok w krok. Kage rzeczywiście dbało o Yoshitsunego i ochraniało go jak przyjaciela, ale traktowało Yoshitsunego jak coś pięknego, coś, co mogłoby zjeść, gdy tylko będzie chciało, a więc nie pozwalało go nikomu zranić. Kage było chłodne i lubiło dokuczać Yoshitsunemu (Kage traktowało Yoshitsunego jak przyjaciela, ale nie przyznawało się do tego. Zachowywało się chłodno wobec niego i mówiło, że Yoshitsune to po prostu "jedzenie", które chroni, by przydało mu się, gdy będzie chciało je zjeść ["kuu" 食う], a zanim to nastąpi, nie pozwalało sobie nikomu go odebrać. W rzeczywistości Kage naprawdę troszczyło się o Yoshitsunego, ale jako dumne mononoke nie chciało się do tego przyznać). 


Yoshinaka martwił się o Yoshitsunego i chciał pomóc przebudzić się jego ukrytej zdolności , chciał zmusić Yoshitsune, by ten wkrótce pokazał, co potrafi. Tak więc oszukali Yoshitsunego, że Yoshinaka uderzył Tomoe, aby zmusić Yoshitsunego do walki z Yoshinaką w obronie Tomoe. Ale cóż, nie był w stanie, Yoshinaka przyłożył miecz do jego gardła. Yoshitsune sądził, że zginie, więc krzyczał głośno, gdy zobaczył, jak Yoshinaka podnosi miecz (nigdy wcześniej nie słyszałam, by G krzyczał tak głośno). Gdy dowiedział się, że wszystko to było żartem, płakał jak dziecko "Tak się przestraszyłem, jesteście okropnie, uuuuu". 

Yamato Yuga jako Tomoe Gozen.
I od tej sceny zaczyna się tragedia Yoshitsunego i jego przyjaciół.
Starszy brat Yoshitsunego, Yoritomo, rozkazał Yoshinace poprowadzić armię do ataku na najbardziej niebezpieczne miejsce - Hokurikumawari.
Na początku armia Yoshinaki zwyciężyła i Shidayo Shihiro (wój Yoritomo, Yoshitsunego i Yoshinaki, nielubiany przez Yoritomo) przybył, by połączyć siły z Yoshinaką. Gdy Yoritomo się o tym dowiedział, stosunki pomiędzy nim a Yoshinaką się bardzo popsuły. W końcu Yoritomo zdecydował się zostawić Yoshinakę samego bez armii i dostawy zapasów. Więc Yoshinaka zaginął w bitwie o Mizushimę, a Tomoe w tej bitwie zginęła. 
Po tym Yoshinaka oszalał i pałał żądzą zabicia Yoritomo. Jednocześnie Yoshitsune nic nie wiedział o tym, jaka tragedia dotknęła Yoshinakę podczas wojny. Rozkazano mu poprowadzić armię na pomoc Yoshinace, lecz, oczywiście, gdy przybyli na miejsce, było już za późno, i nie wiadomo było, gdzie znajduje się Yoshinaka. 


Kage wyruszyło na poszukiwania Yoshinaki samo, a gdy próbowało zatrzymać Yoshinakę, pojawił się demon. W strasznej walce Kage pokonało demona, ale samo poniosło ofiarę. Scena walki pomiędzy Kage i demonem była naprawdę niezwykła. 
Yoshitsune odnalazł Yoshinakę. [...] Yoshinaka był bardzo rozgniewany, wyjął miecz i zmusił Yoshitsunego do walki. Yoshitsune starał się uciec, ale daremnie, na nieszczęście nagle przebudził się demon wewnątrz niego. Demon był potężny i przerażający, łatwo pokonał Yoshinakę. W jednej chwili Yoshitsune odzyskał panowanie nad swoim ciałem, kazał Yoshinace uciekać, ale ten nie uciekł, tylko rzekł, że pragnie spotkać Tomoe. Demon ocknął się znów i zabił Yoshinakę. 
Gdy Yoshitsune powrócił do zmysłów, trzymał martwe ciało Yoshinaki i bardzo płakał. Jest to najbardziej bolesna scena w "Moon Saga", GACKT autentycznie płakał. 
I ostatnia scena sztuki. Ta scena w rzeczywistości pojawia się dwa razy. To najsłodsza i najcieplejsza scena, gdy Yoshitsune i jego przyjaciele zebrani są razem pod drzewem sakury w noc pełni Księżyca, piją i składają sobie nawzajem obietnice przyjaźni. Po raz pierwszy scena ta pojawia się, zanim Yoshinaka i Tomoe wyruszają na wojnę. Drugi raz jest odegrana jako wspomnienie, ponieważ zanim Yoshinaka umarł, powiedział "Chcę, by wrócił ten dzień w Kamakurze".

Sztuka się kończy, gdy Yoshitsune i jego przyjaciele cieszą się wśród opadających płatków sakury, w tle brzmi utwór "雪月花-end of silence", piękny i pełny emocji.
Autorka: Miyuki Anh. Tłumaczenie: Miriel. Proszę nie kopiować i nie wklejać w inne miejsca sieci.  



Krótki opis postaci pojawiających się w spektaklu:

Opisy te pokazują się przy schemacie pokazującym relacje między bohaterami sztuki na oficjalnej stronie projektu "Moon Saga". Opisy tłumaczyłam z języka angielskiego z tłumaczenia Amaiakuyume, które znajduje się TUTAJ.

Mononoke

Kage: Srebrnowłose mononoke, określane imieniem Kage (Cień) z powodu nieustannego podążania za Yoshitsunem i nawiedzania go, odkąd Yoshitsune ocalił mu życie. Kage jest istotą nieposiadającą płci, istnieje od 100 lat. Pozostałe osoby mogą zobaczyć Kage jedynie podczas nocy pełni Księżyca.

Hiyori: Mononoke, która jest protegowaną Kage. Jej osobowość jest jaśniejsza, nazywana jest więc Hiyori (Słoneczna).

En: Mononoke nieposiadające cielesnej formy.

Schemat relacji pomiędzy bohaterami sztuki "Moon Saga".

Armia Yoshitsunego

Minamoto no Yoshitsune: Dziewiąty syn Minamoto no Yoshitomo, przyrodni brat Yoritomo. Kwestionuje istnienie dyskryminacji, jaka występuje pomiędzy mononoke, mononofu i ludźmi, a także znaczenie istnienia mononofu. Ponieważ ma czyste serce, nawet jako dorosła osoba jest w stanie widzieć mononoke.

Satou Tsugunobu i Tadanobu: Bracia będący członkami Shitennou Yoshistsunego ("Czterech Niebiańskich Królów" - najbliższa Yoshitsunemu grupa wojowników). Pierwotnie służyli szogunowi chinjufu [tytuł przysługujący dowódcy podlegającemu szogunowi, tłumaczony jako "dowódca obrony północy"], Fujiwarze no Hidehira, i podążyli za Yoshitsunem według rozkazu szpiegowania go, lecz szybko zdobył ich serca i od tej pory przysięgli dzielić z nim los.

Musashibou Benkei: Jeden z Shitennou Yoshitsunego. Wojownik o niezrównanych umiejętnościach, także o zdolnościach magicznych. Zamknął moce Yoshitsunego wewnątrz niego dawno temu. Nie jest wojowniczy, wręcz przeciwnie - ma osobowość emocjonalną, ciepłą i łatwo się wzrusza.

Isesa Saburou: Jeden z Shittennou Yoshitsunego, właściwie przywódca. Ma zdolności przywódcze i umiejętność spokojnego podejmowania decyzji. Podobnie jak Yoshitsune nienawidzi dyskryminacji innych.

Armia Yoshinaki

Minamoto no Yoshinaka: Kuzyn Yoshitsunego, znany później jako Kiso Yoshinaka. Ponieważ nigdy nie został pokonany, nazywano go "Demon Bóg" albo "Demon Yoshinaka". Chociaż był członkiem rodu Minamoto, był dyskryminowany i pogardzany przez główną linię rodziny z powodu tego, że jego najbliższa rodzina miała niski status.

Tomoe Gozen: Specjalizuje się w sztukach walki, dzierży włócznię. Wspiera swojego ukochanego Yoshinakę i towarzyszy mu zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym.

Shida Yoshihiro: Pierwotnie powiązany z Yoritomo, rodzeństwem Yoshitsunego i ojcem Yoshinaki, nosił to samo nazwisko, ale po bitwie z armią Yoritomo spowodowanej jego sprzeciwem wobec rządów Yoritomo we wschodnich prowincjach, przyjął nazwisko Shida. Po klęsce w walce z Yoritomo dołączył do wojsk Yoshinaki.

Armia Yoritomo

Minamoto no Yoritomo: Starszy brat Yoshitsunego. Prawowity dziedzic rodu Minamoto, po śmierci jego ojca, Yoshitomo, głowa rodziny. Mocno wierzył, że celem jego życia jest pozbyć się wszystkich momonofu z wyjątkiem rodu Minamoto, zniszczyć ród Taira i odrodzić ród Minamoto.

Hojo Masako: Żona Yoritomo. Płynie w niej krew i moc rodu Hojo. Jest osobą o nadludzkich, wysokich umiejętnościach.

Kazusa no Hiritsune: Jego panem był ojciec Yoritomo, Yoshitomo. Początkowo był nieustraszonym dowódcą, jednym z 17 Dowódców Yoshihiry. Dowodził dwudziestotysięczną armią, być może z powodu dumy traktował tych, którzy mu służyli, w sposób lekceważący i despotyczny.

Trochę o historii:

Benkei i Yoshitsune
podziwiają kwiaty sakury.
Yoshitsune istniał naprawdę i pochodził z rodu Minamoto (inaczej zwanego Genji) i uważany był za wyjątkowo uzdolnionego wojownika. I tu wkraczamy w sferę legend - walczyć podobno nauczył go tengu - duch czy też demon (bywają tengu przyjazne i nieprzyjazne). Stoczył wiele walk, między innymi z rodem Taira (Heike). Według legendy jako młodzieniec pokonał innego legendarnego wojownika - mnicha Benkeia, który od tego czasu stał się jego przyjacielem i towarzyszem w walce.

Wziął udział w wojnie Gempei (lata 80. XII wieku), w której walczył u boku Yoritomo, pokonał i zabił swojego kuzyna Yoshinakę (obie te postacie pojawiają się w wyżej opisanej sztuce).

Yoshitsune stał się on bohaterem nie tylko japońskiego folkloru i legend, ale także mitów (pojawia się w mitologii Ajnów), literatury dawnej ("Heike Monogatari") i współczesnej, teatru ("Yoshitsune Shin Takadachi", "Yoshitsune Senbon Zakura", kabuki "Kanjinchō", sztuka teatru no "Ataka"), filmu ("Tora no o-wo fumu otokotachi" Akiry Kurosawy, drama NHK "Yoshitsune "), mang ("Samurai Deeper Kyo"), gier komputerowych (Warriors Orochi 2, Genji: Dawn of the Samurai) itp. Jest postacią wciąż nośną kulturowo, a opowieść o nim jest wciąż na nowo interpretowana, także uwspółcześniana, co potwierdza również wykorzystanie tego tematu przez Gackto.

Strony internetowe i projekty powiązane:

Projekt ma swoją oficjalną stronę internetową pod adresem www.dmm.com/moonsaga. Znajdują się na niej podstawowe informacje o wystawianej w 2012 roku sztuce, informacje o obsadzie oraz plan spektakli:


Grafik spektakli sztuki "Moon Saga Yoshitsune hiden". Widać na nim, że spektakle
czasem odbywały się dwa razy dziennie (zaznaczone kropkami spektakle południowe
i popołudniowe) w czterech miastach. 
Oczywiście była możliwość zakupienia gadżetów związanych ze sztuką, na stronie netst.jp/moonsaga/:




Powiązanym projektem jest firmowane od początku 2013 roku przez Gackto wino ryżowe Chateau GACKT (シャトーガクト), promowane za pomocą wizerunku odgrywanej przez Gackto postaci Monamoto Yoshitsunego, w trzech odmianach: Vampire, Gen-Sake Dolce, Lei-Crescent.





Fragmenty sztuki "Moon Saga Yoshitsune hiden" pojawiły się w video do najnowszego utworu Gackto "サクラ、散ル..." ("Sakura, chiru..."), który znalazł się na jednej z płyt wydanych w lipcu 2013 roku "Best of The Best".




Źródło: Tokyohive, newslounge, kyodo, Amaia.livejournal(relacja), Amaia.liveyournal(postaci), Moon Saga strona oficjalna, Miyuki Anh Facebook, Oricon, Moon Saga Goods, Chateau GACKT

8 sierpnia 2013

Jihaku (自白) V

Jihaku (自白), czyli "Spowiedź", to napisana przez Gackto autobiografia, wydana pod koniec 2003 roku, niedługo po wzięciu przez niego udziału w filmie "Moon Child". Proszę tych, którzy będą to teraz czytać, by wzięli pod uwagę, że jest to obraz Gackto, jakim chciał się przedstawić dziesięć lat temu. Książka składa się z pięciu części. Zapraszam do czytania części piątej (w tłumaczeniu Ealin z języka angielskiego). Bardzo dziękuję tłumaczce za jej pracę nad tłumaczeniem książki.

Część piąta: Kreatywność
1. Mój świat tworzą występy
2. Podczas nocnej jazdy rodzą się melodie
3. Mój pokój jest jak podziemny loch w zamku
4. Noże i gra w przetrwanie
5. Znaczenie walki


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

Część piąta: Kreatywność

1. Mój świat tworzą występy

Prawda jest taka, że jestem beznadziejny w telewizyjnych programach. To jest coś zdecydowanie nie dla mnie. Jestem w tym naprawdę okropny i strasznie się wtedy denerwuję. Zawsze myślałem, że nie lubię atmosfery tam panującej.

Zwykle nie mam problemu z tym, by na wizji rozmawiać z ludźmi, którzy mają wiele zabawnych rzeczy do powiedzenia, lecz gdy sam chcę coś zabawnego powiedzieć... nigdy tego nie robię. A nawet gdy się odważę, nikt się nigdy nie śmieje.

“O czym ty właściwie mówisz? Czy to miało być śmieszne?” - wszyscy wydają się mówić.
Wydaję się w tym coraz gorszy, nawet podczas rozmów z przyjaciółmi.

Chciałbym sprawić, by ludzie się śmiali, choć pewnie nie jestem typem osoby, która zdolna jest to zrobić.
Pomimo tego, że jestem tak beznadziejny w telewizyjnych programach, to zawsze, gdy pojawiam się w „Hey! Hey! Hey!”, jest niesamowita zabawa.

Ta dwójka z Downtown [przyp. tłum. prowadzący Heyx3: Matsumoto Hitoshi i Hamada Masatoshi] to więcej niż geniusze. Po prostu czarodzieje.

Rzadko zdarza mi się pomyśleć, że ktoś jest przerażający, rozmawiając z ludźmi, ale ci dwaj są naprawdę przerażający. Potrafią czytać w ludzkiej duszy. Niezwykle mądrzy, a określenie “ostry” pasuje im idealnie. Dla przykładu, nóż, który wcale nie wydaje się ostry, umieszczony na wierzchu kapusty przecina ją za jednym zamachem, szokujące. Przerażające. Jeśli umieścisz go na desce do krojenia, będzie wydawał dzwoniący dźwięk przy krojeniu. Sprawia wrażenie typu “to przecież niemożliwe!?”.

Po skończonym nagraniu zwykle padam na środku studia. Zupełnie inaczej niż inni ludzie, wykańczam się kompletnie. Jeśli miałbyś porównywać mnie i ich do noży, to jest to bardzo wkurzające. Podejmuję więc wysiłek, aby wypolerować na błysk mój “nóż”. Wewnątrz, w moim sercu, mówię sobie „ganbare, Gackt”.
Mówiąc to, nie mam na myśli sposobu, w jaki mówią, prowadząc program. Chodzi mi bardziej o sposób, w jaki trzymają ludzi w swoich rękach; jak narzędzia. To właśnie jest niesamowicie niewyobrażalne.

Chciałbym, tak szybko jak to tylko możliwe, uwolnić się z uścisku tych, których można uznać za geniuszy. To by mnie uszczęśliwiło. Dlatego zawsze staram się uwolnić od sposobu myślenia, który mnie przeraża. To właśnie robię podczas "Hey! Hey! Hey!".

Jednak, jakkolwiek w nich wychodzę, pozostają jeszcze występy na żywo.
W telewizyjnych programach muzycznych mamy jedynie trzy minuty na występ. Jako artyści myślimy o tym, co chcemy pokazać, mając na uwadze fakt, iż w takich okolicznościach jest czas tylko na jedną piosenkę. To jest coś okropnego.

Podczas koncertu, mogąc wykorzystać piosenki w pełni, myślisz o ich wykonaniu. W moim przypadku koncerty są tym czasem, gdzie mogę dokładnie przemyśleć i przedstawić każdą piosenkę indywidualnie.
Nigdy nie myślałem, żeby piosenki pasowały do jakichś określonych granic. Dla przykładu, jeśli podczas wykonywania określonej piosenki stwierdzam, że potrzebuję ognia, proponuję, aby na scenie pojawił się słup ognia. Jeśli jednak dostanę odpowiedź “to jest wbrew regułom”, wtedy powiem: “w takim razie pomyślmy o czymś, co możemy zrobić w zamian”. Na świecie jest wiele dróg innowacji, a to jest po prostu jedna z nich.

Ogólnie rzecz biorąc, kiedy decyduję się na coś, strasznie nie lubię używać słów takich, jak “piękny” czy “brzydki”. To, czego nie lubię, to ustawiania razem wszystkiego, co jest „piękne” i nieuzyskiwanie żadnego efektu.

Pracą innych osób jest ustalanie, jakie to będą reguły. Oczywiście, jeśli je złamiesz, poniesiesz karę. Zastanawianie się nad tym, co możemy zrobić, nie łamiąc reguł, jest swego rodzaju grą. Potyczką, w której musisz wybrać najlepszą opcję.

W sprawie słupów ognia na przykład, gdy powtarzali “cztery metry to maksymalna wysokość”, nie odwróciłem się wtedy, mówiąc “no cóż, skoro nie ma takiej możliwości, to co powiecie na 3 metry i 90 centymetrów?”. Zamiast tego powtarzałem “nie, mają sięgać 15 metrów”. Przemyśleli to i później ci sami, którzy na początku mówili “cztery metry to maksimum”, ostatecznie stwierdzili “12 może być, 15 to zdecydowanie za dużo”.

Oczywiście, aby do tego doszło, musiałem ciągle próbować ich przekonać. Jeśli nie wierzysz, że to się stanie, próbuj dalej. Ludzie z nadzoru chodzili jeden za drugim wokół sali, sprawdzając jej bezpieczeństwo, no i musieliśmy przeprowadzić dla nich praktyczną demonstrację.

Podczas tras „Kagen no Tsuki” i „Jougen no Tsuki” wywołaliśmy deszcz w środku sali, czegoś takiego jeszcze nigdy nie było, choć zdarzało się na zewnątrz. Za pomocą wody spowodowaliśmy, iż padało wewnątrz sali. Zanim jednak to urzeczywistniliśmy, najpierw trzeba było wyczyścić wszystkie punkty kluczowe. Zarówno osoby zza kulis, jak i nadzór, obsługa i wszystkie osoby zajmujące się salą, były w to zaangażowane. Wszystkim im musieliśmy udowodnić, że ten deszcz jest absolutnie niezbędny i w żadnym wypadku nie jest niebezpieczny. Raz za razem pokonywaliśmy wszystkie przeszkody, aby na końcu wewnątrz sali spadł deszcz. Zwykle inni artyści nie byliby w stanie tego dokonać. Naprawdę uważam, że ludzie, którzy ze mną pracują, są najlepsi na świecie i zawszę będę tak uważał.

Zebrałem całą dwudziestkę razem na spotkaniu. Dziesięciu stwierdziło “to niemożliwe”, pięciu “brzmi dobrze”, czterech “nie rozumiem”. Odpowiedziałem im: “Wiem, że możemy to zrobić!”. Potem gdy ktoś jeszcze, poza mną, zmienił swoje stanowisko na “możemy to zrobić”, osiągnęliśmy niesamowity wynik.
Pomimo tego, iż oni wszyscy uważali, że byłoby świetnie, gdyby coś takiego się udało, na początku dziewiętnastu stwierdziło, że to się nie uda. Nie byli w stanie wyzwolić swej kreatywności.

Jednak dla mnie osobiście najważniejszą rzeczą do przemyślenia jest to, czy będzie to interesujące, czy też nie. Nie chodzi o to, czy da się to zorganizować, czy nie. Robię to wyłącznie dlatego, że jest to interesujące. Jeśli łatwiej jest powiedzieć, właściwie to moim obowiązkiem jest powiedzieć. Potem z wszystkimi będziemy się zastanawiać, jak najlepiej rozwiązać to zadanie. Jeśli pozostała dziewiętnastka będzie myśleć w tym samym duchu, będziemy w stanie osiągnąć niesamowity efekt. Mój w tym obowiązek, aby wszyscy byli tego świadomi.

W ten sposób, biorąc energię od każdej osoby z ekipy i łącząc je razem, na moich koncertach możliwe jest wszystko.

Jeśli byś tak praktycznie zapytał, “czy to nie jest niebezpieczne?”. No cóż, ogień to ogień.
Ten fakt jest całkowicie oczywisty, czasami jednak coś dopiero zacznie się palić, a pomocnicy już krzyczą “Ahh!!”, ewakuują wszystkich i z wielkim poświęceniem gaszą ogień. Częściowo z powodu możliwości zapalenia się kostiumu, ponieważ słup ognia był zaraz obok mnie, jakieś półtora metra.

Podczas prób było trochę strasznie i gorąco. Jednak podczas koncertu nie pamiętam nic takiego. Kostiumy, które wykonane są z tkanin, mogą zapalić się od pojedynczej iskry. Będzie jednak już po koncercie, kiedy odkryję, że kostiumy płoną.

Tym razem zrobili wodospad, bez wahania. Wszystko ociekało wodą. Byliśmy również przygotowani na to, że będzie ślisko.

Nie chciałbym, aby powstało tu nieporozumienie, nie chodziliśmy wokół, mówiąc “Pada. Sprawiliśmy, że pada. Super”. Raczej mówiliśmy: “Aby przedstawić tę piosenkę, potrzebujemy deszczu, a przez deszcz, co odczuje publiczność, kiedy będziemy przedstawiać uczucia głównego bohatera?”.

Jeśli uważasz, że do pełnego wyrażenia uczuć w piosence potrzebni będą akrobaci, przed rozpoczęciem prób powinieneś poćwiczyć na trampolinie. I to zupełnie nie dlatego, że chcesz być bardzo dobry na trampolinie. Mówię o tym dlatego, iż jeśli sam nie jesteś w stanie czegoś zrobić, nie powinieneś mówić o robieniu tego. Normalne jest więc, że powinieneś poćwiczyć.

Raz, gdy przynieśli trampolinę, skakałem na niej, mieli również takie urządzenie, które pozwoliło jej znikać. Ponieważ ludzie skakali pojedynczo, byli w stanie skakać dwa metry bliżej [przyp. tłum.: Nie do końca rozumiem to zdanie :(]. Skakaliśmy na trampolinie, lądowaliśmy jednak na wyściełanej macie, więc to bolało. Do tego mieliśmy na sobie ciężkie buty, tak że strasznie bolały nas kości i biodra. Ponieważ scena kończyła się wzdłuż, gdyby ktoś się pomylił, istniało ryzyko, że spadnie ze sceny. Nie wszyscy uważali, że będą wstanie skoczyć samodzielnie, ci właśnie nie byli wstanie skoczyć. Jeśli myśleli “on zmusza mnie do tego”, na pewno nie byli w stanie skoczyć.

Myślę, że większość ludzi tak właśnie mówi o wszystkim.

Po pierwsze są rzeczy, które wierzysz, że jesteś w stanie zrobić. Takie, które myślisz, że chciałbyś zrobić. Jeśli uważasz, że możesz je zrobić, przygotuj się, a potem będziesz w stanie je zrobić.

Jeśli jesteś wstanie zrobić wszystko, to po prostu to rób.

Taki jest właśnie mój sposób postępowania.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

2. Podczas nocnej jazdy rodzą się melodie

W środku nocy, kiedy czasami czuję się przybity, wsiadam do samochodu i jadę przed siebie. Jadąc autostradą Tokyo-Nagoya, nie myślę o niczym, dociskam pedał gazu i patrzę na zmieniający się za oknem krajobraz. Nagle z tyłu doznaję szoku, jakby od uderzenia kijem baseballowym. Czuję, jakby ktoś uderzył mnie w tył głowy i to naprawdę boli.

Kiedy ponownie odzyskuję nad sobą panowanie, mogę wyobrazić sobie przezroczysty ekran. Na tym ekranie pojawiają się obrazy. Obrazy te wprawione zostają w ruch i tak powstaje opowieść. Cienki filtr pojawia się między moimi oczami a światem zewnętrznym, właśnie tam obrazy pojawiają się i ożywają.
Czasami od początku towarzyszy im muzyka, czasami są to tylko same obrazy. Zdarza się tak, że jest sama melodia, a kiedy indziej sam rytm. Często jest tak, że nie mam pojęcia, co oznaczają te obrazy. Tym jednak, co się nie zmienia, jest to, iż te historie pochodzą z mojego wnętrza. Stają się tematami, które wydostają się na powierzchnię. Czerpię z nich inspirację, melodie powstają właśnie z nich.

Zwykle obrazy te zauważam dopiero, gdy uderzą mnie naprawdę mocno. Czasami pojawiają się bardzo często, kiedy indziej są tylko gdzieś daleko, pomiędzy. Gdy nie przychodzą, a ludzie mówią mi “proszę napisz coś nowego!”, jedyne, co mogę odpowiedzieć, to ”próbuję, ale nic z tego”. Wtedy jedyne, co mogę zrobić, to czekać. Jeśli chodzi o pisanie piosenek, tak właśnie to czuje. To jest podstawa, abym mógł napisać piosenkę i nie zmienię tego.

Wcześniej miałem studio w domu. Myślałem, że jak będę miał takie studio, czyż nie łatwiej będzie wtedy wszystkim zebrać się i pisać piosenki? Wydawało mi się, że również ja będę mógł tworzyć w ten sposób.
Niestety to nie wychodzi, a im dłużej o tym myślę, tym bardziej uświadamiam sobie, iż jestem w stanie komponować zawsze w niespodziewanych warunkach. Kiedy podziwiam krajobraz czy też podczas jazdy samochodem. Kiedy myślę “muszę napisać piosenkę”, nigdy do tego nie dochodzi. Ostatecznie posiadanie studia nie ma znaczenia. Nie znoszę zmuszać się do pisania piosenek.

Historia zawsze rodzi się z idei, która pochodzi z daleka i uderza mnie z wielkim hukiem.

Nawet jeśli firma mówi “potrzebujemy piosenkę na ten i ten termin”, no nie jest to wcale takie proste. Ostatecznie zmuszony jestem przesuwać daty.

Data wydania “MOON” została przesunięta o całe cztery miesiące. Choć tak w rzeczywistości trwało to całe jedenaście miesięcy. Od teraz pewnie będzie to zabierało jeszcze więcej czasu.

Nie chcę się tu usprawiedliwiać przed fanami, którzy czekali, po prostu takim już jestem człowiekiem, nie jestem “komercyjnym autorem”. Wydaję tylko to, co chcę wydać. Nie mam zamiaru iść na kompromis czy szukać wymówek. Nie ważne, ile miesięcy zajmie wyprodukowanie czegoś dostatecznie dobrego, nie uznaję kompromisów. To mój obowiązek. Ponadto wydaje mi się, że takiego właśnie produktu oczekują ode mnie fani.

Kiedy piszę teksty, używam w większości języka japońskiego. Uwielbiam piękno tego języka, więc jeśli nie muszę, staram się nie używać angielskiego. W porównaniu z innymi artystami mój współczynnik użycia angielskiego jest ekstremalnie mały. Niezmiernie trudno jest połączyć japońskie słowa z muzyką.
Jest bardzo dużo sposobów, aby połączyć angielskie słowa z muzycznymi tonami. Jednak w japońskim jednego słowa nie da się przyporządkować do jednego tonu.

Na przykład te słowa: "ano toki, paatii de kimi o mite". Po angielsku to będzie "When I/saw you/at the/party". (“Kiedy zobaczyłem cię na przyjęciu”). Jesteś w stanie całą tę linijkę "ano toki, paatii de kimi o mite" wcisnąć w cztery nuty (dźwięki). Jednak w japońskim cztery dźwięki to tylko cztery dźwięki. Zmieścisz w nich jedynie “ano toki”. Główną różnicą między japońskim a angielskim jest odsetek słów, które możesz umieścić w jednym dźwięku. Tak więc wszyscy używają angielskiego i przez to stają się świetni w pisaniu tekstów.

Czasami czuję potrzebę ucieczki od tego.

Kiedy jednak po raz pierwszy usłyszałem utwór przewodni do "Fist of the North Star", wywarł on na mnie ogromne wrażenie. Myślałem, że te słowa (które słyszę) to "You are shock". Kiedy jednak zajrzałem do tekstu, okazało się, że było to jednak "You wa shokku". [Wyjaśnienie: "You wa shokku" to "You are shock" po japońsku (“jesteś wstrząśnięty”). Jest to również piosenka przewodnia Hokuto no Ken ("Fist of the North Star", popularna seria anime)].

Byłem w szoku. Nie miało to nic wspólnego z bezsensownością tej frazy, raczej z tym, że nie byłem w stanie wyłapać różnicy. To nie tak, że odmawiam używania angielskiego. Używanie go jest jak najbardziej interesującym sposobem tworzenia. Śmiało możecie go używać. Ponieważ jednak jestem Japończykiem, przede wszystkim chcę zakląć piękno japońskiego w każdym dźwięku. Nie mam zamiaru uciekać od tego.
Kiedy usłyszałem B'z "Itsuka no Merry Christmas", płakałem. Pomyślałem: dlaczego ta piosenka przynosi na myśl taką samotną scenerię? "Mou Ichido Kiss Shitakatta" również jest świetne. Pomyślałem: Inaba-kun który napisał ten kawałek [wyjaśnienie: Inaba Koshi, wokalista B'z ], zrobił to z pasją.

Kiedy natomiast słuchałem Mr. Children Sakura-kuna [wyjaśnienie: Sakurai Kazutoshi, wokalista Mr. Children] "Dakishimetai", zacząłem odruchowo klaskać, zupełnie o tym nie myśląc.

Kiedy słucham wspaniałych melodii, zawsze jestem poruszony. Nawet nie tylko poruszony, jestem dumny z bycia Japończykiem, dokładnie tak jak oni. Jestem dumny z faktu, iż na japońskiej scenie muzycznej są ludzie, którzy potrafią tworzyć tak cudowną muzykę. Gdy byłem poruszony ich pełnym problemów życiem, myślałem zawsze, takie pewnie jest po prostu życie muzyków.

Muzyka, teksty są jak fragmenty ich życia. Jakby wycięty kawałek żywego organizmu. Prace, które są powtórzonymi fragmentami osobistych doświadczeń artysty.

Jest coś wspaniałego w tym, że potrafią być one dla kogoś inspiracją (poruszyć w ten specjalny sposób).
Czasami najważniejszą rzeczą dla mnie jest to, co tak naprawdę staram się przekazać moim słuchaczom, czasami czuję, że jest to jak list. Chodzi o postępowanie zgodne i konsekwentne, jak też o poszukiwanie swoich korzeni. Zawsze uważałem, iż muzyka nie powinna narzucać ludziom z góry ustalonych form. Chcę być elastyczny w sprawach dotyczących muzyki. Moja muzyka jest jak strona z książki, z opowieściami o ludziach, którzy jej słuchają. W sumie nawet nie obchodzi mnie to, że są to jakby drobne notatki zepchnięte gdzieś w kąt. Cieszę się, kiedy te drobne notki stają się motywacją do czegoś, siłą, która pcha ludzi do przodu. W narożniku czyjegoś życia moja muzyka jest jedynie tym, co zostało spisane. Sens naszej egzystencji znajduje się właśnie w tym miejscu, nie sądzicie?


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

3.Mój pokój jest jak podziemny loch w zamku

Mój dom jest dość niezwykły. Każdy, kto przychodzi tu po raz pierwszy, staje się bardzo niespokojny. Ponieważ nie ma okien, jest całkiem ciemno. Na suficie nie ma żadnej fluorescencyjnej lampy. Jest jedynie pośrednie światło na podłodze. Jest naprawdę dość ciemno. Wydaje mi się, że jest nawet ciemniej niż w klubie.

Także ścianki działowe między pokojami są ze szkła. Widzę całkiem dobrze w ciemnościach, w przeciwieństwie do moich znajomych, którzy często wpadaliby na ściany.

Tak więc mam przygotowane dla nich małe latarki w przednim foyer. Choć i tak niezbyt wiele osób mnie odwiedza. Wśród tych, którzy przychodzą, zawsze znajdzie się jednak ktoś, kto powie: "Gacchan, martwię się o ciebie”.

Lubię ciemne pomieszczenia. Gdy wynajmowałem dom, chciałem go przemeblować. Pozasłaniać wszystkie okna, a wszelkie świetlówki zmienić na czarne.

W moim domu zatrzymał się czas. Ponieważ światło z zewnątrz tu nie dociera, nigdy nie wiem, która jest obecnie godzina. Nie ma tu również zegarów ani telewizora.

Ponieważ jak byłem dzieckiem, nie oglądałem telewizji, teraz również jej nie oglądam. Dla mnie telewizor jest jedynie monitorem, na którym możesz oglądać video czy DVD.

Aby móc prowadzić taki styl życia, nie mogę być rozpraszanym przez inne rzeczy. Mój biologiczny zegar zawsze wie, która jest akurat godzina. Mój czas pracy jest bardzo nieregularny, jednak kiedy się budzę, wiem dokładnie, która jest godzina. Zwykle kładę się spać na mniej więcej dwie godziny.

To, co zaprząta moją uwagę najbardziej, to aby nie czynić mojego domu komfortowym. Chcę, aby mój dom był miejscem, z którego chce się jak najszybciej wyjść. Mój dom to miejsce, gdzie ludzie mogą się zgromadzić. Miejsce, gdzie duch może się zgromadzić. Chciałbym, aby było to miejsce, gdzie można gromadzić energię. Jeśli dom jest miejscem, gdzie energia ulega kumulacji, będziesz chciał wyjść na zewnątrz. Jeśli cały czas będziesz przebywać w ciemnym pokoju, twój duch stanie się ciężki. W tym momencie będziesz chciał wyjść na zewnątrz.

Aby dać duchowi odetchnąć, możesz na przykład iść do parku. Jeśli szukasz czegoś jasnego i wesołego, dobrze jest wyjść na zewnątrz, ponieważ słońce jest właśnie tam.

Na zewnątrz może narodzić się wiele pomysłów i możliwości. Jeśli jednak twój dom jest komfortowy, nigdy nie wyjdziesz na zewnątrz, a tym samym coś takiego nigdy się nie wydarzy. To jakiś nonsens.

Jeśli mieszkasz w miejscu, z którego chcesz jak najszybciej wyjść, będziesz już tak robił do końca życia.

Mój dom jest ciemny, a to buduje nieprzyjemne odczucia.

Teraz, jeśli miałbym podsumować cały ten nowy koncept domu jednym słowem, byłoby to “loch”. Mam zdjęcie zamkowych lochów. To nie jest dom. Razem z projektantem stworzyliśmy go z kamienia w bardzo ponury obraz. Dopracowując każdy detal aż do ostatniej chwili. Zbudowałem go pomimo tego, iż projektant wierzył w feng shui i mówił mi, że tworzenie takiego czegoś nie jest dobrym pomysłem.

W moim obecnym domu jest archiwum. Jest tam dużo rzeczy, których nie zobaczysz w telewizji, jak na przykład ogromna ilość książek. Nie ma tam magazynów ani ręcznie pisanych książek.

Większość książek, które kupiłem i które lubię, to książki do nauki języków obcych. To są książki typu “Naucz się mówić po chińsku w 3 sekundy” czy “Twój angielski jest beznadziejny”. W trzy sekundy? Nie ma mowy. Jeśli jednak myślisz, że twój angielski jest naprawdę beznadziejny, będziesz miał z tego niezły ubaw.

Kiedy czytam słowniki i książki do nauki języków obcych, zawsze mam wtedy niezły ubaw. Naprawdę są bardzo zabawne i bardzo je lubię.

Jakieś dziesięć lat temu znalazłem książkę, która nawet teraz wywiera na mnie ogromne wrażenie. Jej tytuł to “Zapach Otoko”. To stara historia, której treść zrozumiałem dopiero pewnego dnia, opowieść, którą pojąłem od razu. Rozwój akcji jest bardzo interesujący i nawet teraz mogę czytać ją wciąż od nowa. Choć wydaje mi się, że teraz ciężko byłoby zdobyć tę książkę.

Zbudowałem również piwniczkę z winami mogącą pomieścić do stu butelek wina. Lubię wino. Jednak kiedy o tym powiedziałem, wszyscy zaczęli mi je przynosić w prezencie. Zanim się obejrzałem, zgromadziłem całkiem sporo butelek.

Co, jeśli powiem, że lubię, a idąc samemu je kupić, nie będę miał pojęcia, które jest dobre, a które nie? Jeśli nie będę pił, nie będę wiedział. Dlatego też lubię smakować wino.

Zacząłem więc próbować duże ilości wina, stąd też wiem teraz, jaki rodzaj wina z jakiego regionu i jakiego okresu jest najlepszy.

Obecnie winem, które uważam za bardzo dobre, jest “złote”. Nie białe czy czerwone, a właśnie “złote”. To oznacza, że kolor wina jest złoty.

Zwykle winogrona z jednej winorośli dają około jednej baryłki wina. Jednak z winorośli, z której powstaje “złote” wino, nie powstanie nawet jeden kieliszek. Smakuje wspaniale, choć jest bardzo drogie. Dochodzi do tego, iż czuję się winny kupując je dla siebie.

Pomimo tego, że lubię wino, nie pijam go, gdy jestem sam w domu. Kiedy jednak odwiedzają mnie znajomi i jeden z nich powie “otwórzmy butelkę wina”, wtedy otworzę ją dla nich i wypijemy razem. Popatrzę na wino, które wybiorą, a potem powiem “To było dobre, nieprawdaż?”, a potem “A może tak wypijemy to?”.

Wino, które mam w domu, jest bardzo drogie, około 400 000-500 000 jenów za butelkę. Nie znaczy to jednak wcale, że jest pyszne. Po prostu, kiedy robię imprezę, chcę, aby również moi znajomi, którzy lubią wino, pili dobry gatunek.

Potrafię wypić jakieś dwadzieścia butelek. Kiedy jestem z przyjaciółmi, oni zwykle wypijają około dziesięciu butelek. Tylko, że jeśli będzie nas dziesięcioro, to daje razem sto butelek. A to już jest niepokojące.
Aczkolwiek zebranie dziesięciu osób nie jest czymś niezwykłym, więc jakoś tak wyszło, iż mogłem wybudować piwniczkę z winami.

Poza tym mam jeszcze kuusuu (okinawskie wino), Awamori (okinawski likier). Staram się mieć go jak najwięcej, choć sam go nie pijam, to moi przyjaciele bardzo go lubią. Czuję się niejako w obowiązku mieć go dla nich. Lubię dawać im go w prezencie, mówiąc “Tutaj, mam coś dla ciebie. Trzymaj”.

"Bar Gackt"? Tak, to coś w tym stylu. Mówię ”A może spróbujesz tego?” , a kiedy odpowiadają “dobre”, sprawia mi to ogromną radość.

Ostatni raz byłem pijany prawdopodobnie podczas przyjęcia urodzinowego. Czuję się potwornie źle w stosunku do wszystkich z tego powodu, ale to dlatego, iż nie byłem wstanie wytrzymać napięcia, które narosło wokół mnie. Oczywiście pamiętam każdego, kogo spotkałem tego wieczoru, każdego, komu uścisnąłem dłoń, i kogo pocałowałem, ale...

Ten dzień był właściwie dwa dni po moich urodzinach. Ostatni dzień trasy "Jougen no Tsuki". Zakończenie trasy i przez to poczułem się wolny od wszystkiego.

Byłem wykończony, zadowolony, myślałem już o kolejnej rzeczy, którą miałem zaplanowaną, czułem wdzięczność dla członków zespołu, dla techników, wdzięczność dla przyjaciół. Tyle rzeczy kłębiło mi się w głowie, iż w pewnym momencie nie byłem w stanie tego znieść. Nigdy wcześniej nie byłem aż tak pijany.
Pomimo tego, iż przy naszym pierwszym spotkaniu wypiliśmy naprawdę sporo, gdy dotarłem do klubu następnym razem, Lee Hom i Tarou-chan już tam byli (Wang Lee Hom i Yamamoto Tarou). Hyde również przyszedł i zaczęliśmy pić. Miałem wrażenie, że zaraz umrę, ale poza tym byłem bardzo szczęśliwy.

Tego ostatniego dnia wszyscy aktorzy występujący w "Moon Child" byli razem na scenie. Pomimo tego, iż planowałem to od samego początku, było to niezmiernie trudne, aby zgrać plany wszystkich tych aktorów. Wiele razy powtarzano mi “to niemożliwe”. Ja jednak ciągle powtarzałem “Jeśli wierzysz, że możesz to zrobić, to na pewno jesteś w stanie to zrobić”.

Walczyłem do ostatniego dnia, aby wszystko odbyło się tak, jak tego pragnąłem. Ludzie z zespołu również pracowali niezwykle ciężko. Myśląc, że naprawdę możemy to zrobić, kontynuowali i ostatecznie stało się tak, że naprawdę to zrobiliśmy. A to uczyniło mnie najszczęśliwszym.

Likier w tym dniu był naprawdę wspaniały. Dla mnie było to wspaniałym doświadczeniem i czułem się otoczony łagodnością.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

4. Noże i gra w przetrwanie

Od dzieciństwa moim hobby było rozkładanie rzeczy na części. W przedszkolu, zabierałem od rodziców z magazynu, kiedy tylko chciałem,  narzędzia i rozbierałem rzeczy na części. Telewizor, radio, stereo. Wszystkie elektroniczne przedmioty. Rowery, samochody, wszystko, dosłownie wszystko próbowałem rozłożyć na części. Chciałem wiedzieć, jak to wszystko zostało zrobione. Po rozłożeniu składałem je potem ponownie, chcąc mieć pewność, że będą działały dalej bez zarzutu. Miałem przy tym dużo zabawy.

Kiedy osiągnąłem w tym pewną biegłość, mogłem składać i rozkładać przedmioty w kółko. Robię to wciąż, nawet teraz, kiedy dostaję coś nowego, muszę to przetestować. Pochylając się nad taką częścią, myślę: “Dlaczego ta czy tamta część jest potrzebna, do czego służy?”. Uwielbiam robić tego typu rzeczy.

Jedyną rzeczą, przy której rozłożeniu poległem, było moje PlayStation. Kiedy pierwsze się zepsuło, kupiłem następne. Kiedy i to uległo awarii, kupiłem jeszcze jedno. Posiadałem jednak jeszcze części z pozostałych dwóch i pomyślałem: “Czy nie dałoby się czegoś z nich zrobić?”. Tak więc rozłożyłem trzecie na części, jednak wszystkie trzy były kompletnie różne w środku. “A więc dlatego czas reakcji w tym PlayStation był taki wolny”, myślałem. Wtedy myśląc, że przecież te wszystkie części są wciąż dobre, wpakowałem wszystko do środka. Zamierzałem zrobić SUPER PLAYSTATION! Składałem je razem na wiele różnych sposobów, jednak nadal nie działało. Wtedy to właśnie przestałem kupować PlayStation.

Gdy miałem dziewięć może dziesięć lat, moim hobby było pisanie programów komputerowych. Komputery osobiste właśnie zaczęły wtedy się pojawiać.Używając języka programowania, zacząłem pisać programy. Pamiętam, że moje komputery to były 6001 Mac II, 8001 Mac II, a potem 9801 FR.

Pomimo tego, iż napisałem całkiem niezły program, dalej nic z tym nie robiłem. Zastanawiałem się, co niby miałbym z tym robić dalej, i nadal wkładałem w to całą swoją energię. Dyskietka nie została jeszcze wówczas wynaleziona, więc wszystkie swoje programy zapisywałem na prostokątnym 30-centymetrowym magnetofonie, który, gdy coś zapisywałeś, robił "piiii pirororo ppi".

Poza tym to było naprawdę irytujące, kiedy pracowałem nad programem przez trzy godziny, a potem zapisanie tego zajmowało jakieś 50-60 minut. Jeśli jednak w połowie nagrywania wystąpił jakiś błąd, wszystko musiałem zaczynać od początku. To było coś w stylu "piiii pirororo ppi", a potem “ERROR”. Tak potrafiło zdarzyć się kilkakrotnie, wtedy krzyczałem “tylko nie błąd!”. Z tego powodu całe moje zainteresowanie nimi się ulotniło. Pisałem programy, które mogły dać odpowiedź na numeryczny wzór, jednak równie dobrze mogłem dojść do odpowiedzi samodzielnie i to o wiele szybciej. Zacząłem się zastanawiać: “Jaki w ogóle jest sens z pisania takich programów?”.

Ponieważ to były czasy, gdy możliwości komputerów były naprawdę niewielkie, myślę, że to był właśnie powód, dlaczego wpadłem w to hobby tak szybko.

Kiedy miałem dwanaście lat, wszystko “wewnątrz” było analogowe, na przykład budowa fortepianu. Rozebrałem na części fortepian, który mieliśmy w domu. Ponieważ fortepian był duży, aby potem dać radę złożyć wszystko do kupy, zapisałem pozycję każdej części i próbowałem wiele razy. Niestety nie byłem w stanie poskładać z powrotem klawiszy i zastanawiałem się, co powinienem zrobić dalej. Potem zacząłem rozbierać na części to, które było w szkole. Niestety rozłożenie go na części okazało się rzeczą zdecydowanie prostszą.

Rozkładałem je na części w sali muzycznej po szkole i nauczyciel widział mnie tam wielokrotnie. "Co robisz?", pytał, a ja odpowiadałem: ”naprawiam je, ten młotek jest naprawdę fatalny”. Nauczyciel już nic nie odpowiadał. Wiedzieli, że jestem dobry z muzyki, dlatego też nie pomyśleli, że mógłbym kłamać. Od tego czasu nabrałem wprawy w rozkładaniu rzeczy, ale także moje zdolności w składaniu ich z powrotem również wzrosły.

Najbardziej skomplikowaną rzeczą do złożenia jest elektronika. Tak to właśnie było z PlayStation, oczywiście rozumiałem adnotację “jeśli to otworzysz, gwarancja automatycznie traci ważność”. Jednak mimo tego otworzyłem. Potem jedyną rzeczą, którą zrobiłem, było rozebranie tego na części.

Kolejną rzeczą, na punkcie której byłem niesamowicie zafiksowany, były noże. Kolekcjonowanie noży. Dla mnie była to możliwość posiadania noża w sytuacji, kiedy zostałbym zaatakowany, a ta druga osoba również miałaby nóż.

Gdy miałem szesnaście lat, zostałem zaatakowany. Zostałem dźgnięty w nogę około 20-centymetrowym ostrzem. Miałem również ranę ciętą ponad powiekami. Od tego czasu zawsze mam przy sobie nóż, gdy wychodzę, jak Rambo. Nie cierpię jednak używać noży w kłótniach. Ludzie, którzy wyciągają noże w czasie bójki, zwykle kończą, używając ich. To jest nieczyste od samego początku. Dlatego chcę powiedzieć: “nie zaczynaj bójki w ten sposób”.

Zaczynasz bójkę, lekceważysz rzeczy, a na końcu wyciągasz nóż? Poza tym myślę, że ludzie, którzy wyciągają nóż, będą tego potem naprawdę żałować. Taka przykładowa sytuacja. Wyciągając nóż, ludzie myślą, że skłonią mnie, abym również wyciągnął swój. Krzyczą “Ora” i inne tego typu rzeczy podczas pokazywania swojego. Powoli przyciągam ręce do klatki piersiowej i krzycząc “No to patrz”, wyciągam swój 25-centymetrowy nóż. Mój przeciwnik jest zwykle w szoku, że rzeczywiście to zrobiłem. Potem kładę go na bok i mówię surowo: “To było nieczyste”, “Jesteś wstrętną kanalią”. “Jeśli dźgniesz tym kogoś, mógłbyś go zabić”, mówię. “To twój nóż, ale jeśli kogoś nim dźgniesz, to czy on nie zginie?!”.

Przywołujesz tych gości do porządku, a oni będą uciekać, chować się i obrzucać cię stosami wyzwisk. To żałosne.

Jednakże noże są tajemnicze. Gdy masz choć jeden, będziesz chodził, zamartwiając się. Na początku były tylko narzędziem, używałem ich, aby kogoś dźgnąć. Noże jednak mają głębsze znaczenie i przyszedł czas, gdy byłem już zmęczony ich czarem. Zbierałem wyłącznie krótkie noże i jako nastolatek miałem ich chyba ze 150. Nadal jest to moim hobby. Któregoś dnia przyszło mi jednak do głowy, że są niebezpieczne i pozbyłem się ich wszystkich. Jednak jakieś pięć-sześć lat temu wróciłem do tej pasji.

Właściwie to najbardziej lubię małe noże. Lubię przecinać nimi drewno. Jest w tym dużo więcej znaczenia, gdy tniesz solidny kawałek drewna nożem, niż gdy robisz to dłutem. Wyciąłem wcześniej całkiem sporego ptaka.

Ostatnio otrzymałem nóż od gracza z drużyny K-1.

Jeśli powiem, że “nie ma potrzeby, aby mieć nóż”, będzie to tylko tania gadka. Jest bardzo dużo rzeczy z nimi związanych, o których można rozmawiać.

“Osoba, która dźga innych, przez innych również zostanie dźgnięta. Jeśli wiec nosisz przy sobie nóż, na pewno spotkasz innych, którzy również go mają”. Jest dokładnie tak, jak mówię.

W czasach, kiedy myślałem, że nie będę w stanie obronić się wystarczająco, nosiłem nóż. Pomimo tego, iż byłem raczej małą osobą, kiedy nosiłem przy sobie nóż, zostałem dźgnięty mimo wszystko. Gdybym znalazł się wtedy w niewłaściwym miejscu, mógłbym umrzeć. Zastanawiam się, dlaczego właściwie zostałem zraniony, ale kiedy masz przy sobie nóż, tak właśnie się dzieje.

Ostatnio nie noszę go jednak przy sobie zbyt często. Zostawiam je w domu.

A teraz coś zabawnego, gra w przetrwanie. Kiedy rozpoczynasz grę, jest więcej niż 100 osób. Jest 50 na 50. Gdy zbierzesz razem setkę ludzi, nie ma nic innego, w co mógłbyś zagrać. Wygrywasz albo przegrywasz. Nie ma różnicy, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. To naprawdę niesamowite.

W górach dostajesz 15 minut, potem 20-30 minut odpoczynku, dalej kolejne 15 minut. Gra rozwija się w ten sposób.

Na zakończenie robimy grilla. W tym roku chciałem zrobić grilla z setką osób, ale to nie doszło do skutku. To było dziwne. Choć z drugiej strony zebranie razem takiej ilości całkowicie różnych osób było bardzo interesujące. Myślałem wtedy o bardzo wielu różnych rzeczach. Właściwie to chciałem zgromadzić wszystkich tych ludzi lubiących wojnę i kule, ale to byłoby bardzo stronnicze.

Ponieważ jest to gra, im więcej w nią gramy, tym więcej przyjemności nam to sprawia. Rozumiemy jednak, iż prawdziwa wojna jest bezsensowna. Śmierć to coś okropnego. Koniec nadchodzi w ułamku sekundy. Istnieje też wiele przypadków ludzi zabitych przez ogień.

Kule, których używamy w grze, to pociski 6 mm BB. Pomimo tego, że są z plastiku, gdy obrywasz, to naprawdę boli i zostawia ślad.

W małych, ośmioosobowych drużynach walczymy przy użyciu wojennej taktyki. Choć nawet jeśli używając tej taktyki wygrywasz, nikt raczej nie zaznaje spokoju. Połowa jest martwa.

To tylko gra. Jednak gdy myślę o tym, że ludzie tego kraju mogą ginąć dokładnie w ten sam sposób, nie jestem w stanie tego znieść.

Myślę, że wszyscy dorośli powinni zagrać w tę grę choć raz. Wtedy właśnie pokazujesz swoje prawdziwe oblicze. Myślę, że kraj nie jest w stanie wyciągnąć z tego właściwych wniosków, gdy dzieje się to na wojnie.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

5. Znaczenie walki

Każdy, kto dołącza do mojej rodziny czy załogi, musi najpierw założyć rękawice i stoczyć ze mną sparingową walkę. Studio tworzy treningową obręcz. Ponieważ zawsze używamy nakryć głowy i różnego rodzaju ochraniaczy, nikt nie odnosi żadnych obrażeń. Ponadto zarówno osoba zadająca, jak i odbierająca ciosy ma świetną zabawę.

To jest straszne. Przyznam, że jeśli ktoś nigdy się nie bił, albo nie uczestniczył w treningu sztuk walki, to może to być przerażające.

Myślę, że walka sama w sobie jest bardzo ważna. Kiedy walczysz, twoje intencje gwałtownie spotykają się z intencjami drugiej osoby. Myślę, że młodzi ludzie powinni mieć choć jedną, dwie kłótnie, które przerodzą się w bójkę. Nastolatkowie szczególnie.

Podczas bójki, gdy zadajecie sobie nawzajem ciosy, zawsze znajdą się osoby, które nigdy w niej nie uczestnicząc, nie będą znały jej stopnia i pomyślą, że chcesz zabić przyjaciela.

Z powodu braku równowagi ludzie, którzy wyglądają na twardych, mogą być łatwo pokonani, a tych, którzy wcale nie wyglądają na silnych, pokonać jest trudno. Zdarzają się również sytuacje, gdy ktoś umiera. Myślę, że walka bez tej wiedzy jest czymś naprawdę przerażającym.

Walczyć nauczył mnie mój ojciec. Zostało mi wpojone, że ponieważ ludzie umierają, ja zdecydowanie nie mogę postępować w ten sposób. Od najmłodszych lat uczyłem się, jak uderzać poza obrębem ważnych organów życiowych. “Jeśli uderzysz tu, ta osoba umrze. Jeśli uderzysz tu, ta osoba umrze, jeśli uderzysz tu, ta osoba umrze, jeśli uderzysz tu, ta osoba umrze”.

Gdy wracałem do domu po bójce z płaczem, powtarzał mi do znudzenia: “jeśli masz płakać, to lepiej żebyś przestał się bić”. Nauczył mnie: “walczysz, aby wygrać”.

Kiedy byłem młodszy, bardzo często wszczynałem bójki podczas zabaw. Moje rodzeństwo i ja bawiliśmy się w pro-wrestling, również z przyjaciółmi grałem w ten sposób i bywały takie momenty, gdy mogło się to przerodzić w coś poważniejszego, zanim byśmy się obejrzeli.

Pierwszy raz, gdy naprawdę kogoś uderzyłem, było, gdy miałem jakieś dziesięć lat. Mój przeciwnik miał dwanaście lat i był w wyższej klasie niż ja.

“Jesteś takim dupkiem”, powiedział, a potem mnie uderzył.

Od tego czasu zacząłem się bić bardzo często. Jako że byłem bardzo niegrzeczny w tych czasach, gdy popadałem w kłopoty, kończyły się one bójką. Stało się to dla mnie codziennością.

Gdy byłem w gimnazjum, wdawałem się w bójki z ludźmi z innych szkół tylko po to, aby sprawdzić, kto jest silniejszy. Zwykle były to osoby w tym samym wieku, co ja, te “cool” chłopaki, z którymi chciałem się bić.

Właściwie to nie wiem, czy działo się tak dlatego, że chcieli wypróbować swoją siłę na mnie, czy też byli tacy słabi w przyjmowaniu ciosów, ale w wieku 16 lat bójki stały się niejako moim hobby.

Walczyłem z innych powodów niż większość ludzi. Dopiero gdy czułem ból, wtedy dopiero czułem, że żyję.
Dlatego właśnie nigdy nie uderzałem pierwszy. Taki miałem zwyczaj, że czekałem, aż mój przeciwnik pierwszy zada cios, rozpocznie bójkę.

Właściwie to walka nigdy nie była częścią mnie. Nie lubiłem być ranny. Myślę, że ludzie nie rozumieją sensu walki po to, aby poczuć się żywym. Byli tam tylko ludzie, którzy uważali siebie za silniejszych ode mnie. To jest zasada, którą ustanowiłem dla siebie samego.

Walczyłem jedynie fizycznie. Gdy moje intencje zderzały się z kimś innym i działo się to na płaszczyźnie fizycznej, wtedy dochodziło do bójki na pięści.


*

Autorką tłumaczenia "Jihaku" (biografii Gackto) z języka angielskiego na język polski jest Ealin. Za zgodę na udostępnienie tekstów dziękuję tłumaczce. Wstawianie tego tłumaczenia w innych miejscach w sieci bez zgody tłumaczki zabronione. Tłumaczenie angielskie by Gerald Tarrant na stronie Eien no Yume.

23 czerwca 2013

Jihaku (自白) IV

Jihaku (自白) czyli "Spowiedź" to napisana przez Gackto autobiografia, wydana pod koniec 2003 roku, niedługo po wzięciu przez niego udziału w filmie "Moon Child". Proszę tych, którzy będą to teraz czytać, by wzięli pod uwagę, że jest to obraz Gackto, jakim chciał się przedstawić dziesięć lat temu. Książka składa się z pięciu części. Zapraszam do czytania części czwartej.  

Część czwarta: Romanse
1. Pierwsza miłość, pierwsza dziewczyna
2. Tajemnica onyksu
3. Zależność między samochodami a kobietami
4. Pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę u dziewczyny, jest jej sposób mówienia
5. Miłość i seks
6. Smutna miłość pomiędzy mną i dziewczyną chorą na białaczkę


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

Część czwarta: Romanse

1. Pierwsza miłość, pierwsza dziewczyna

Raz na jakiś czas zastanawiam się, czy może nie powinienem napisać jakiejś miłosnej historii, gdyż przeżyłem niezliczoną ilość miłosnych uniesień.

Pierwszy raz zakochałem się będąc w przedszkolu, miałem wtedy około sześciu lat. Ona była przedszkolanką, pół-Japonką i miała wspaniałe poczucie stylu. Kiedy była koło mnie, z jakiegoś powodu czułem się bardzo szczęśliwy. To była taka głupia dziecięca miłość, ale dla mnie było to bardzo ważne emocjonalnie. Wiadomo, gdy miałem sześć lat, nie zdawałem sobie sprawy ze znaczenia tego słowa. Jednak czyż miłość nie jest czymś bardzo ważnym?

Kiedy kończyły się zajęcia i wszystkie dzieci wracały do domów, zostawałem w przedszkolu sam. Chciałem być choć chwilkę dłużej z tą nauczycielką. Być blisko niej i patrzeć na nią odrobinę dłużej.

Raz przyszedł po nią młody mężczyzna. Gdy ona go zobaczyła, jej twarz rozjaśniała. To było coś kompletnie innego niż wyraz jej twarzy, gdy była ze mną. To był pierwszy raz, kiedy widziałem jej uśmiech.

Nauczycielka powiedziała do mnie tajemniczo:
„To będzie nasz sekret?”.

Przykładając palec do ust, wydawała się być troszkę onieśmielona. Potem ona i jej chłopak zaczęli iść w kierunku drzwi. To było straszne.

Zrozumiałem, że przecież byłem tylko dzieckiem. Wiedziałem również, że nigdy nie zostanie moją dziewczyną. To było straszne. To był chyba pierwszy raz, kiedy pomyślałem, że chciałbym szybko dorosnąć.

Była pierwszą osobą, o której mogłem powiedzieć „moja dziewczyna”, było to, gdy miałem dziesięć lat. Ponieważ miała trzynaście, czterniaście lat, była między nami różnica trzech, czterech lat. Była dziewczyną, która mieszkała niedaleko mnie. Ponieważ wtedy miałem już 160 cm, byłem najwyższą osobą w klasie i tym samym wyglądałem jak dorosły.

Nasze stosunki nie należały do łatwych. Randki wyglądały w ten sposób, że szliśmy przejść się po sąsiedztwie lub wyschniętym korytem rzeki. Dlatego, że miała psa, zawsze brała go ze sobą.
Tak to właśnie wyglądało. Cóż, miałem wtedy tylko dziesięć lat.

Jednak mój pierwszy pocałunek nie był z tą dziewczyną. To było, kiedy miałem sześć lat.
Sprawiło to, że trochę dorosłem.

Jeden z przyjaciół mego ojca przyszedł nas odwiedzić. Razem z nim przyszła również dziewczynka. Myślę, że to było wtedy, gdy bawiliśmy się w chowanego w suterenie.
Moje wspomnienia z tego czasu są jednak bardzo niewyraźne. Były tam jakieś metalowe pojemniki ustawione za kamieniami w ogrodzie. Pewny jestem, że coś właśnie takiego tam było.
Schowałem się w nich, a ona mnie znalazła. Nie. To ona schowała się w jednym z nich, a ja byłem tym, kto ją znalazł.

Kiedy wszedłem do środka, moje serce nagle zaczęło podskakiwać. Byłem nią niesamowicie oczarowany.
Podczas zabawy wpadliśmy na pomysł, aby spróbować wczołgać się do takiego pojemnika.
Było ciemno i unosił się mocny zapach metalu. Ze środka mogliśmy dostrzec promienie słońca.
Gdy odwróciłem się, nasze ciała wypełniły cały pojemnik. Ona była tam, obok mnie.
Echo odbijało jej oddech. Powietrze wokół nas było bardzo wilgotne.
Nagle narastające uczucia w moim sercu osiągnęły poziom krytyczny, zbliżyłem twarz do jej twarzy i dałem jej buziaka, oczywiście w usta. Było to niemałą sensacją, a przy tym po raz pierwszy czułem tak silne emocje. Jej odczucia były podobne, więc pocałowałem ją. To były bardzo drobne pocałunki, ale moje serce zaczęło wariować. To było coś niesamowitego.

Oczywiście chciałem spotkać ją jeszcze, niestety nigdy więcej nie miałem już takiej okazji.
Nie jestem jednak w stanie o niej zapomnieć.

Zastanawiam się, dlaczego nigdy więcej nie przyszła bawić się ze mną. Jej ojciec również nigdy więcej nas nie odwiedził. Byłem z tego powodu bardzo zaniepokojony.

Gdy byłem w drugiej klasie liceum zapytałem raz ojca:

“Kim był mężczyzna, który jakiś czas temu (kiedyś) przyszedł do nas razem z córką?”.

Odpowiedział mi:
“Pokłóciliśmy się i nigdy więcej już go nie spotkałem”.

Wyglądało to tak, jakby nigdy więcej nie chciał widzieć już tego człowieka. Powiedziałem mu to.

“Nie, nigdy więcej jej nie zobaczysz”. - powiedział.

Całowałem również chłopaków, ale nie tak na poważnie.

Mój pierwszy pocałunek z mężczyzną był, gdy miałem jakieś 19 lat. Byliśmy pijani i właśnie mieliśmy wracać do domów.

“Chuu” powiedział radośnie i dał mi spontanicznego całusa. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Od tej pory kiedykolwiek chciałem dać dowód mojego zaufania dla innego mężczyzny, dawałem mu całusa. Również członków zespołu podczas koncertu obdarzam buziakami.

Buziak to dla mnie to samo co uściśnięcie ręki czy przytulenie kogoś. Taki mój sposób, aby powiedzieć “ufam ci”. Kiedy kobieta płacze, również wtedy daje jej całusa.

Kiedyś niezmiernie szybko jechałem samochodem i miałem wypadek. Gdy tak stałem obok mojego rozwalonego samochodu i paliłem papierosa, zadzwoniła moja dziewczyna. Po drugiej stronie słuchawki płakała i darła się na mnie “Co ja wyprawiam”.
Ale o tym opowiem następnym razem.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

2. Tajemnica onyksu

Dziś zamierzam mówić o modzie.

Szczerze mówiąc, nie podążam za bardzo za tym, co jest modne. W jakiś podświadomy sposób wiem, w co powinienem się ubierać, aby dobrze wyglądać, a w czym nie będzie mi zbyt dobrze.
W taki właśnie sposób zacząłem wybierać zachodnie ubrania.

Gdy miałem 5 czy 6 lat, piżama, którą nosiłem, wyglądała jak spódnica. Była, jakby to powiedzieć, jak szlafrok. Mój młodszy brat również nosił coś takiego. Obaj mieliśmy taki komplet. Były w kolorze różu i czerwieni. Zarówno dla mnie jak i dla mojego brata były one czymś dziwnym. Obaj w tym wieku wyglądaliśmy w nich jak małe dziewczynki. Twarz mojego brata była w tym czasie bardziej wyrazista niż moja, jego oczy były duże i okrągłe, był naprawdę słodkim chłopcem. Cały czas zastanawiałem się jednak, dlaczego mama chciała, abyśmy nosili takie coś.

“Ponieważ to słodkie” powiedziała radośnie, a w wieku, jakim byliśmy, naprawdę nie grało roli czy byliśmy chłopcami czy dziewczynkami.

Tak czy siak to nie było dobre. Gdy na przykład wchodziliśmy do sklepu, kierownik mawiał: “Twoje brwi są takie gęste, że sprawiają, iż wyglądasz jak chłopiec, powinnaś je wyrwać” albo “Ponieważ wyglądacie jak punki, powinniście nosić irokezy” i kazał nam je robić. Nienawidziłem tego.

Z tego właśnie powodu kiedy tylko mama chodziła na zakupy, chodziłem razem z nią i sam wybierałem dla siebie ubrania. Wiedziałem dokładnie, co mi się podoba, a co nie, i nie miałem zamiaru ufać jej w tej sprawie.

W szkole nosiliśmy mundurki, charakterystyczne dla poszczególnych szkół. Górna część mogła być długa, pół długa lub też krótka bądź bardzo krótka. Wersja bardzo krótka miała jedynie dwa guziki. Rozrabiacy z mojej klasy zamieniali te części tak często, jak tylko mieli na to ochotę. Mieliśmy też dość sporą liczbę spodni. Było ich tyle, że to aż śmieszne: Bonsuri, Bontan, Banana, Dokan.

„Dokan” były szerokie od góry do dołu. W pasie miały 120 centymetrów, brzeg 100 centymetrów. Gdy włożyło się ręce do kieszeni i wyciągnęło je na zewnątrz, długość pasa wzrastała do dwóch metrów. Nie były takie dlatego, że je przerabialiśmy, po prostu takie były sprzedawane. Były również mundurki, które dziedziczyliśmy po starszych kolegach. Były do nich przypisane różne znaczenia. Pomimo iż żaden z nich nie był już nowy, to gdy któryś z nas taki dostał, był niesamowicie szczęśliwy.
Nikt nie pomyślał nawet o tym, aby nosząc taki strój, zniszczyć go. Dekorowaliśmy nimi raczej swoje pokoje.

Ubrania dla przestępców. W tych czasach pewne ubrania miały takie znaczenie.
Teraz jest inaczej, mogę nosić to, co mi się żywnie podoba. Szczerze mówiąc, czy to kogoś obchodziło, jak ktoś chce chodzić ubrany?

„Noszę ubrania, które do mnie pasują” - tak właśnie ludzie powinni mówić.

Od samego początku staram się pamiętać o tym, aby nosić to, w czym wyglądam dobrze.
Na przykład jeśli nosisz luźne rzeczy, nie zauważysz, kiedy zmieni się kształt twojego ciała.
Nie ukrywaj go więc.

Chociaż mój rozmiar to 70–71, nosiłem spodnie o rozmiarze 72–73. Gdybym był grubszy, nie byłbym w stanie ich nosić. Gdybym jadł za dużo, stałyby się za ciasne. Zdecydowanie nie było na to miejsca.

Koszulki, które noszę, również uwydatniają zmiany mojej sylwetki.
Jednym z ograniczeń w tej pracy jest to, że jeśli wygląd twojego ciała pogorszy się, nosząc nieodpowiednie ubrania wyglądasz jeszcze mniej profesjonalnie.
W tym sensie styliści mogą być obwiniani za niebranie na warsztat „cięższych” ludzi.
Za tym z kolei idzie coraz większa obsesja, aby zachować właściwe kształty.

Okulary słoneczne są jak część mojego ciała. Moje oczy są silnie nadwrażliwe na światło. Gdy jest zbyt jasno, wszystko dookoła mnie staje się białe, a ja nic nie widzę. Dlatego też, aby chronić oczy, zacząłem nosić okulary słoneczne. Mam chyba że sto par, ale chodzi o to aby były odpowiednie do mojego nastroju. Jeśli wiem, że będę miał je na sobie przez dłuższy czas, wtedy wybieram te, które wiem, że mnie nie znudzą.

Co ciekawsze większość dodatków jakie mam dostałem od innych ludzi. I odwrotnie - wszystkie, jakie kupiłem, ofiarowałem innym.

W sumie nie lubię takich rzeczy, jak kamienie. Nie noszę diamentów ani innych tego typu rzeczy.

Kamienie mają specyficzną energię, a ja znam ich działanie na nasze ciało. Mogą zmieniać twoją kondycję psychiczną, jak również nastrój. Oryginalnie przecież dodatki taki właśnie miały cel.

Dzisiaj nie zmieniam zbyt często dodatków, jakie noszę. Jeśli to zrobię, moje ciało stanie się zmęczone. Jedynymi kamieniami, jakie noszę, są onyks i obsydian. Nie są to jednak tylko ozdoby, lecz również ochronne amulety.

Jest pewien powód, dla którego noszę onyks.

Kiedy miałem jakieś 10 lat, dziewczyna, którą znałem, wyjechała za ocean do szkoły. W tym czasie nosiłem pierścień z onyksu, który dałem jej dla ochrony.
Zanim jednak wyjechała, miała ciężki wypadek, jadąc taksówką. Zarówno kierowca, jak
i znajomy jadący razem z nią odnieśli poważne obrażenia. Ona natomiast nie została nawet zadraśnięta. Jedyną rzeczą, która się wydarzyła, był fakt zniknięcia onyksowego pierścionka. Bez względu na to, jak i gdzie szukała, nie była w stanie go odnaleźć.

Podstawowym znaczeniem onyksu było zapewnienie ludziom ochrony od złego i kłopotów.
To on właśnie ochronił ją podczas wypadku.
Od tej pory stało się dla mnie regułą dawanie onyksowego pierścienia ludziom, na których mi zależy. Dzięki temu mam pewność, że członkowie mojej rodziny, którzy je noszą, mają zapewnioną ochronę. Korale z onyksu są również dowodem, że ten kto je nosi, jest moim przyjacielem.


∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

3. Zależność między samochodami a kobietami

Samochody. Jeśli miałbym jednym słowem opisać samochód, którym jeżdżę, obecnie byłoby to „statek kosmiczny”.

Pierwsze słowa, jakie po przejechaniu się nim usłyszałem z ust Hyde'a (L’Arc~en~Ciel), były takie:
„Co to jest?”
„Samochód” powiedziałem, a on na to:
„Gackt-chan, jesteś walnięty”.

W sumie nie znajdziesz nigdzie drugiego takiego samochodu. Myślę, że mógłby nawet polecieć.

Chociaż to jest statek kosmiczny, kolor nie jest metaliczny, raczej jak “Hermes”, ale nie jest tak wspaniały jest “Hermes”.
Tak czy inaczej zmieniam je mniej więcej co osiem miesięcy. Dla mnie samochód to ruchome biuro, lub raczej ruchoma przestrzeń życiowa. Jestem bardzo skrupulatny w wyborze.

Mówiąc o modelach, przez ostatnich kilka lat jeździłem amerykańskimi samochodami. To czwarty lub piąty samochód, jaki mam. Jest czerwony. Mam też jeden biały i jeden niebieski, choć moim ulubionym kolorem jest zdecydowanie czerwony.

Jeśli zapytasz mnie, czemu właśnie amerykańskie, odpowiem, że większość nowobogackich kupuje auta Mercedes Benz czy Ferrari, ponieważ tylko one sprawią, że wyglądasz jak ktoś znany, ktoś na topie.

Początkowo Ferrari było moim ulubionym wozem. Jednak, gdy nowobogaccy zaczęli go kupować, przestałem nim jeździć.

Ferrari jest naprawdę trudnym do prowadzenia samochodem. Tak więc wśród ludzi, którzy zarobili i mogli pozwolić sobie na kupno tego samochodu, są bardzo źli kierowcy.

Kiedy przyjechałem do Tokio, myślałem właśnie w ten sposób. Wszyscy ci, którzy jeździli Ferrari, byli dla mnie straceni. Dla kogoś, kto naprawdę kocha ten samochód, było to niewybaczalne.

Ponadto czułem, że amerykańskie samochody pasują do mnie, nie niemieckie, nie włoskie, ale właśnie amerykańskie.

Wydaje mi się, że to, czym kieruję się przy wyborze samochodu, jest dość zbieżne z tym, w jaki sposób wybieram dziewczynę. Samochody, jakie lubię i dziewczyny, jakie mi się podobają, mają ze sobą wiele wspólnego. Samolubna, odważna, bezczelna, ale seksowna ze świetnym ciałem. Właśnie taka dziewczyna. Czasami, gdy czuję się źle, nie mam ochoty z nikim rozmawiać, innym razem, gdy czuję się spokojnie, chciałbym, aby odwzajemniała moje uczucia. Takie właśnie są amerykańskie samochody.

Japońskie samochody nie są zabawne, to zawsze grzeczne dziewczynki.

Nieczęsto zdarza się, aby dziewczyny siedziały na miejscu pasażera w moim aucie. Może to dlatego, iż samochód sam w sobie jest kobiecy, więc co tu dużo mówić.
Jeśli jednak zdarzy się tak, iż miejsce pasażera zajęte jest przez dziewczynę, czuję jakby samochód popadał w bardzo zły nastrój. Dlatego więc, że to humorzasty samochód, częściej zabieram ze sobą chłopaków niż dziewczyny.

Z samochodem szukam tak jakby romansu. Inaczej mówiąc, samochód jest dla mnie czymś bardzo ważnym, jednak większość dziewczyn nie jest w stanie tego pojąć. Dlatego też nie chcę, aby jeździły tuż obok mnie.

Gdy widzą mój samochód, mówią:
„Ooo, ale fajny”.
Mówią to z taką prostotą...

Chciałbym, aby nie traktowały go w taki bezosobowy sposób. A potem... zawsze zamykają drzwi z wielkim Bang!!! Gdy słyszę coś takiego, przysięgam, że ta dziewczyna nigdy więcej już ze mną nie pojedzie. Chciałbym, aby traktowały go jak coś cennego. To dla mnie bardzo ważne. Gdy dziewczyna zamyka drzwi z cichym klik, ma wtedy dużego plusa u mnie.

Mój ojciec również lubi wysokiej klasy samochody. Gdy byłem mały i zatrzasnąłem drzwi samochodu, kazał mi zamykać je wciąż i w wciąż. Z tego właśnie powodu jestem wrażliwy na to, jak ludzie zamykają drzwi od samochodu.

Mogę dużo powiedzieć o tym, jakim kto jest człowiekiem, z samego sposobu, w jaki on czy ona zamyka drzwi. Powiedzmy, że odwożę dziewczynę do domu. Ona zamyka drzwi z cichym klik. Gdy wychodzi z samochodu, mówi coś. Otwieram okno, a ona mówi: „Trzymaj się” i uśmiecha się. Myślę „wow, wspaniała” i odjeżdżam. Zakręcam i staram się wracając minąć jej dom, a ona wciąż tam stoi i macha do mnie.
”Mam ochotę zabrać ją do domu znów”, szczerze.

Jednakże jest bardzo niewiele dziewczyn takich jak ona. Zwykłe dziewczyny mówią „Cześć, dzięki, trzymaj się” i w momencie, jak wysiądą, zatrzaskują drzwi z wielkim hukiem i już ich nie ma. Czegoś takiego nie jestem w stanie zapomnieć. Kiedy taka dziewczyna chwyta za drzwi, same ostre słowa cisną mi się na usta.
“Mam ochotę ją rozjechać”.

Choć to pewnie dlatego, że nie mają pojęcia o samochodach i jeżdżeniu, no bo jeśli dziewczyna nie wie, jak zapiąć pas bezpieczeństwa, to już wygląda głupio. Odwoziłem dziewczyny, które nie miały zielonego pojęcia, gdzie przypiąć pas. Pomimo tego, iż nie obraziłbym się, gdyby zapytały, żadna tego nie zrobiła. Były też takie dziewczyny, które swój pas bezpieczeństwa przypinały do mojego po stronie kierowcy.
A tym, co denerwuje mnie szczególnie, jest to, gdy dziewczyna pochyla się na siedzeniu do przodu i patrzy w prawo w momencie, gdy skręcam. Zupełnie nie rozumiem, po co robią coś tak niepotrzebnego, ale robią tak bardzo często.
“Zasłaniasz mi. Nie rozglądaj się tak” - mam wtedy ochotę krzyknąć.
Naprawdę mnie to denerwuje. Jakby zawały się mówić: "Nie ufam ci..."

Abym zabrał kogoś samochodem, muszę się z nim przyjaźnić. Nie uznaję czegoś takiego, jak podwiezienie kogoś, raczej po prostu jedziemy wspólnie. Zaufanie do moich umiejętności i nieprzeszkadzanie mi to są główne warunki. Aby jechać ze mną, musisz być na to gotowy.

Gdy zabieram do samochodu dziewczynę, zawsze widzę tę jej część, której nie lubię. Z tego też powodu tak rzadko zabieram ze sobą dziewczyny.

∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

4. Pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę u dziewczyny, jest jej sposób mówienia

„Jakie dziewczyny lubisz?”.

Pierwszą rzeczą, jaką zauważam, jest barwa głosu i jej sposób mówienia.
Gdy spotykam dziewczynę są dwie rzeczy, na które zwracam szczególną uwagę. Najpierw patrzę, czy jej twarz jest taka jaką lubię, potem na linie ciała, w tym porządku. Gdy zamknę oczy, wciąż jestem w stanie usłyszeć jej głos. Nawet jeśli później już się nie spotkamy, najlepsze wrażenie jakie pozostaje, to jej głos.

Sposobu mówienia słucham równie uważnie jak barwy głosu. Jeśli porównać by to do muzyki, wtedy to, o czym mówi, to tekst, jej sposób mówienia to rytm i melodia, a głos jest instrumentem.

Na dłuższą metę jednak to, że dziewczyna ma piękny głos, nie jest najważniejsze. Jeśli zarówno jej głos jak i sposób mówienia zrobią na mnie dobre wrażenie, wtedy myślę “Tak, ta dziewczyna jest świetna”.
Nawet jeśli jej twarz jest piękna, są takie momenty, kiedy słysząc jej głos, jestem rozczarowany, czuje się wtedy tak, jakbym został odepchnięty.

Prawdopodobnie mam jakiś “językowy fetysz”.

Są takie słowa, których nie jestem w stanie zaakceptować, np. “Jestem głodna” powiedziane w męski sposób. Jest to dla mnie czymś nie do zaakceptowania, gdy dziewczyna mówi w taki sposób.
To tak, jakby mówiła “Podłubię sobie w nosie długopisem”. To jest coś, co naprawdę mnie denerwuje.
Japonia jest jednym z kilku krajów na świecie, gdzie występują różnice między męskim, a kobiecym sposobem mówienia.

Myśląc o tym, jak wspaniałe są japońskie dziewczyny, musisz wziąć pod uwagę wychowanie
i historię, a podejście, iż trzeba zawsze je chronić, jest czymś niezachwianym.

Z tego też powodu wolę dziewczyny mówiące po kobiecemu. Pomimo tego, iż niektóre słowa są bardzo ważne, niektóre dziewczyny nie przykładają wagi do tego, w jaki sposób je mówią.
To naprawdę rozczarowuje. Najważniejsza rzecz, dzięki której kobieta brzmi jak kobieta, nie ma nic wspólnego z kulturą, ale ten fakt jest ignorowany.

Pomimo tego, iż dysponują najpotężniejszą bronią, która pozwala im wypowiadać siebie, nie korzystają z niej. Wygląda to tak, jakby wyrzekały się bycia kobietami.

Dla mnie właśnie tak to wygląda i szczerze tego nie znoszę. Z tego też powodu ich sposób mówienia jest dla mnie zbyt głośny.

Dla przykładu dziesięć kobiet wraz ze swoimi chłopcami spotyka się, aby się zabawić. Pierwszą osobą, która wychodzi, jestem ja i wcale nie żartuję. Inni nie zwracają na to uwagi, ale nie ja.

"Chou bikkuriii~!" [Zadziwiające]

"Te iu ka~ Terebi to chou issho~"

"Kore tte, chou oishikunaa~?" [Czyż to nie pyszne?]

Wyciągają swój głos naprawdę wysoko, tak że słowo “chou” wychodzi strasznie szeleszcząco. Jak tylko znajdę się w takim otoczeniu, od razu źle się czuję.

Wiem iż to słowo jest częścią ich słownej kultury, ale ta jego część nigdy nie była dla mnie przyjemna.

"Kawannai te yuu ka~" [I ty mówisz, że się nie zmieniłeś?]

Niedobrze. Dla mnie, jeśli dziewczyna mówi w ten sposób, nie umie mówić.

Jednak jeśliby tak pomyśleć, to kiedyś sam miałem fatalny sposób mówienia. Kiedy mówiłem w dialekcie Kansai, mój sposób mówienia był bardzo kanciasty. Nawet teraz, kiedy jestem zdenerwowany, łapię się na mówieniu nim. Mówienie tak jednak nie jest dobre, głównie dlatego, iż słowa są wtedy zbyt “brudne”.

Sposób mówienia moich rodziców był bardzo surowy i to pewnie również nie pozostało bez wpływu na mnie.

Kiedy byłem mały, w związku z pracą ojca przeprowadzaliśmy się bardzo często. Okinawa, Yamaguchi, Fukuoka, Shiga, Osaka, Kyoto. Bez względu jednak, gdzie byliśmy, moi rodzice mówili standardowym japońskim, tak też mówiliśmy w domu. Nawet w Kyoto mówiłem w ten sposób. Dialektu Kansai używałem jedynie poza domem. Myślę, iż używanie różnych dialektów od wczesnego dzieciństwa spowodowało, że wrażenie jakie pozostawiam, to właśnie mój sposób mówienia.

Wypowiadając jedno jedyne słowo, możesz sprawić wrażenie, że jesteś głupkiem, jak i dać innym do myślenia: "Ejjj, chwileczkę, co jest z tym gościem?”. Możesz również sprawić, aby myśleli ”Ten chłopak będzie kimś, gdy dorośnie”. Sposób mówienia danej osoby mówi bardzo wiele o niej samej.

Kiedy piszę teksty, skupiam się na pięknie japońskiego języka. Świadomość ta zestawiona z moim sposobem mówienia jak i słowami, które dobieram, musi robić wrażenie. Tak przynajmniej myślę.

Dla mnie ten, który pisze teksty, aby wyrazić swoje emocje, myśli “chcę, aby inni poznali moje uczucia”, jest czymś najważniejszym. Uczucia wypowiadane brzydkimi słowami i w brzydki sposób zawsze pozostaną brzydkie. Gdy zamierzam mówić o prawdziwych uczuciach, chcę, aby było to powiedziane w piękny sposób.

Kiedy wyjeżdżam za granicę, chcę używać słów tego języka najlepiej, jak tylko potrafię.

Kiedyś uczyłem się francuskiego, ale teraz pamiętam jedynie jakieś pojedyncze zwroty.

Potem uczyłem się chińskiego i teraz mogę poderwać kobietę po chińsku. Cztery lata temu miałem okazję odwiedzić Tajwan.

Kiedy chciałem porozmawiać z francuską dziewczyną, prosiłem o pomoc tłumacza. Cały czas nie mogłem się jednak pozbyć wrażenia, iż zniekształca on moje słowa, zmieniając znaczenie na coś całkowicie innego, błędnego. Nawet jeśli nie była to prawda, nie byłem w stanie wyłapać niuansów tego, co powiedziałem. Mając ”językowy fetysz”, nie mogłem tak po prostu tego zostawić.

Od tego momentu zacząłem czytać podręczniki do chińskiego. Czytałem głównie książki do samodzielnej nauki. Kiedy nie rozumiałem czegoś, prosiłem moich chińskich czy tajwańskich przyjaciół o pomoc i codziennie czytałem moje chińskie książki.

Pomimo tego porozumiewanie się w codziennych sytuacjach, a wyrażanie uczuć w tym języku to dwie zupełnie różne rzeczy. Dojście do tego poziomu, mając rozbudowane słownictwo, było czymś ciągle niewystarczającym. Potrzebowałem sposobu na zapamiętanie dwudziestu tysięcy słów.

Dla mnie, który chce zawojować Azję, taka ekscytacja w stosunku do chińskiego była czymś bardzo spontanicznym. Wciąż przez to, że jestem z Azji, pomimo wszystko w muzyce, bez względu na to, co mówię, najbardziej lubię robić to po japońsku. Uwielbiam chiński, ponad wszystko, ale to piękno japońskiego języka kocham najbardziej. Również wy mówicie w języku, który tak ukochałem. Chciałbym, abyście mówili nim tak pięknie jak tylko potraficie. Życzę sobie tego z całego serca.



∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

5. Miłość i seks

Myślę, że seks jest czymś bardzo ważnym. Bardzo ważną sprawą między kobietą a mężczyzną, która nigdy nie powinna być pomijana.

Z męskiego punktu widzenia jest taki czas, gdy obustronne relacje rozwijają się i wtedy istnieją pewne granice. Chociaż kiedy mężczyzna i kobieta mają takie relacje, a granice znikają, wtedy seks jest bardzo ważny. Potem myślę, że dystans pomiędzy nimi znika.

Aż do dzisiaj jestem pewien, że jako nastolatek byłem naprawdę okropny. Tak bardzo pragnąłem seksu, a jednocześnie byłem tak bardzo sfrustrowany tym pożądaniem, że wielokrotnie myślałem: "Niech ktoś mnie powstrzyma". Jeśli nie robiłem tego codziennie, czułem, jakby ten dzień był niepełny. Nic mnie nie satysfakcjonowało. Jak Drakula łaknął krwi, tak ja pożądałem seksu. Myślę że nazwanie mnie wtedy wampirem nie byłoby przesadą.

Tak więc i taki etap w życiu przeszedłem.

Teraz kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że wysysałem życiową energię z moich partnerek podczas stosunku. Miałem uczucie, jakbym naprawdę ładował tą energia swoje ciało. Im częściej to robisz, tym szybciej twoja wydajność wzrasta. A gdy ona wzrasta, to chcesz jeszcze więcej. To coś jak pragnienie, byłem spragniony seksu. Bez tego nie byłem w stanie nic robić. Było to coś o czym wciąż myślałem. W pewnym momencie zacząłem się poważne o siebie martwić, czyżbym był jak zwyczajna małpa?

“Proszę, niech ktoś mnie powstrzyma” - naprawdę tak wtedy myślałem.

Pomimo że pożądałem tego tak bardzo, była jedna reguła, której przestrzegałem. “Nie masturbacji”.

Przyrzekam. Miałem straszne poczucie winy w związku z masturbacją. Gdybym to zrobił, pewnie zaraz bym pomyślał “Co ja do diaska zrobiłem”, i wtedy zapewne zaatakowałby mnie wstyd. Dlatego też stwierdziłem, że to strata czasu.

Gdybym był w związku z kimś, mógłbym wtedy pomyśleć, iż postępowanie w ten sposób może wzmocnić moją relację z tą osobą. Kiedy jednak nie byłem w żadnym związku, jeśli tylko mogłem poradzić sobie inaczej, powstrzymywałem się.

Tak więc nie było sposobu, abym mógł robić to sam. Kiedy nachodziła mnie ochota, wolałem wyjść i poszukać partnerki, szukałem aż do skutku. Zwykle starałem się sobie to wyperswadować, mówiąc:

“Jeśli masz się masturbować, to lepiej wstań i wyjdź”.

Kiedy nie miałem dziewczyny, miałem jeszcze przyjaciół. Gdy nie miałem dziewczyny, zawsze jednak miałem przyjaciół, z którymi dzieliłem uczucia (emocje). Byli też ludzie, z którymi byłem tylko dla seksu.

Zarówno mnie, jak i tej osobie (mojej partnerce) zależało na tym, aby kochać się tak długo, aż będziemy mieli dość. Wtedy mogłem nie wychodzić z łóżka cały dzień. Czy to nie głupie?

Nawet wtedy, gdy myślałem “Co ja właściwie robię?”, nie byłem w stanie przestać. To było jedno z największych wyzwań, jakiemu musiałem stawić czoła. Nie byłem usatysfakcjonowany takim postępowaniem. Byłem chory, coś było ze mną nie tak. Możecie się śmiać, ale wtedy naprawdę martwiłem się o to.

Teraz myślę, że zarówno duchowe, jak i fizyczne dojrzewanie młodej osoby jest bardzo ważne. Jeśli jednak odrzucisz to (ten szczyt) może to przerodzić się w coś bardzo negatywnego. Gdy młodzi ludzie ukrywają swoje uczucia, gdy pragnąc czegoś, powstrzymują się, będąc starsi osiągną dojrzałość psychiczną. Jednak ich dojrzałość fizyczna będzie słaba. Krótko mówiąc, jeśli czegoś naprawdę chcesz, musisz pragnąć tego zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Gdy do tego dojdzie, wtedy będziesz całkowicie usatysfakcjonowany.

Kiedy twoje ciało jest słabe, duchowa część będzie uzupełniać to sobie w przyjemności.

Myślę, iż ludzie bawiący się w cosplay, S&M, image play, prostytucje, płatne randki to w dużej mierze ludzie, którzy przespali swój duchowy szczyt. Nigdy nie miałem ochoty na zrobienie którejkolwiek z tych rzeczy. Nie mogę zrozumieć, po co w ogóle istnieje coś takiego, jak płatne randki.

Gdy będąc nastolatkiem osiągnąłem ten fizyczny szczyt (dojrzałości), pożądanie seksu, które miałem do tej pory, znikło całkowicie. Chociaż akt stosunku sam w sobie nie satysfakcjonuje cię w pełni, to jednak wpływa na ciało.

Teraz jestem szczęśliwy. Nie mam już tego niepohamowanego pragnienia. Choć nie jest również tak, żeby moje pożądanie się wypaliło.

Co ważniejsze, tu nie chodzi o akt sam w sobie, ale o uczucia, jakie masz w sercu.

Jeśli w swoim sercu nie masz do tej osoby uczuć (nie czujesz nic do niej), nic z tego nie będzie.

Z męskiego punktu widzenia oczywiste jest, iż jesteś w stanie robić to w ten sposób, czy po prostu płyniesz z nurtem? (dosł. Idziesz za ruchem). W głębi serca jednak wiesz, jakie warunki byłyby tu najlepsze. Stwierdzenie: “Dam sobie radę” jest kompletnie inne od powiedzenia sobie ”Idealna chwila”. Takie stwierdzenie może paść jedynie wtedy, gdy ty i twój partner jesteście idealnie zgrani. Coś takiego zdarza się jednak niezmiernie rzadko. Dopasowane serca. W ogólnym rozrachunku to właśnie jest podstawą seksu.

Wygląd, styl, osobowość, to wszystko ma znaczenie. Nie znaczy to jednak, że seks z nimi będzie dobry. Takie związki zwykle nie trwają długo.

Jeśli kochając się z tą osobą stwierdzasz, że coś tu jest nie tak (nie zaskakuje), to zawsze możecie zostać bliskimi przyjaciółmi, albo po prostu znajomymi.

Obecnie nie mam nikogo, kogo mógłbym nazwać ”moją dziewczyną”. Choć jest wiele osób które kocham.

Często myślę "naprawdę lubię tę osobę” albo ”kocham tego gościa”. Te uczucia są bardzo spontaniczne i kompletnie niezależne od płci osoby, do której się odnoszą.

Weźmy dla przykładu Hyde'a. Zawsze, gdy jestem z nim, myślę “co za niesamowity facet”. To także przejaw miłości albo uczucia bardzo do niej zbliżonego.

Ten grzeszny uśmiech. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, od razu pomyślałem, jak to wspaniale byłoby, gdyby Hyde był dziewczyną, ale, do diaska, jest facetem. Gdyby był dziewczyną, najprawdopodobniej zakochałbym się w nim. Zdecydowanie lubię taki typ. Nieważne, co mówią, ja i tak słucham. Gdy on czy ona powie “choć tu”, rzucam pracę i idę. Dziewczyna, jakiej szukam, to delikatny typ, dokładnie tak, jak Hyde. Gdybym znalazł taką dziewczynę, myślę że zakochałbym się w niej.

Jednak. W końcowym rozrachunku nigdy nie jest tak, że dziewczyna jest zainteresowana mną jako mną. Jakkolwiek na to spojrzeć to zawsze ja jestem tym, kto jest zainteresowany. Chciałbym, żeby gdzieś tam była dziewczyna, która czułaby tak samo do mnie.

Ostatni raz zdarzyło się to, gdy miałem 22 lata. W momencie, gdy zdałem sobie sprawę z jej uczuć, w ogóle nie szukałem dziewczyny. Moja praca była wówczas dla mnie priorytetem. Miłość nie była wtedy punktem kluczowym.

Wydaje mi się, że osoba która jest zakochana, jest bardzo szczęśliwa. Sytuacja, w której możesz powiedzieć “Nie widzę nikogo poza tobą” czy “gdy ty tu jesteś, nie potrzebuję nikogo innego”, jest najlepszą ze wszystkich. Jednak dla mnie w tej chwili praca jest najważniejsza. Pomimo tego, iż miłość jest taka ważna, to czas, jaki możesz na nią poświęcić w ciągu swojego życia, jest bardzo ograniczony. Czas, jaki spędzam z ludźmi, których uważam za swoją rodzinę, jest zdecydowanie większy, niż ten, który mógłbym spędzić z dziewczyną, którą lubię.

Myślę, że na chwilę obecną to jest w porządku.



∙ ◦ ▪ ○ ◘ ♦ ◘ ○ ▪ ◦ ∙

6. Smutna miłość pomiędzy mną i dziewczyną chorą na białaczkę

Jestem przerażającą osobą.
Gdy byłem żonaty, tak właśnie myślałem.
Ilekroć czułem, iż jakaś osoba jest dla mnie ważna, nie potrafiłem powiedzieć jej, że ją kocham.

Gdybym to zrobił oboje, i ona, i ja stalibyśmy się jacyś tacy zwyczajni. Nie byłem w stanie znieść uczucia, że osoba, którą kocham, jest moja. Od momentu, gdy zaczynałem myśleć, iż chciałbym mieć tę osobę tylko dla siebie, wydawało mi się, że ona zaraz przerwie to.

Czy życie poszczególnych osób jest dla mnie ważne czy nie?

Była kiedyś dziewczyna, która ucieleśniała to wszystko i którą skrępowałem i zraniłem. Robiłem to do momentu, aż było już za późno. W wiadomości zostawionej na sekretarce i wszystkim, co potem mówiła, była niesamowicie obca.

Próbowałem dojść, o co chodzi. Ona jednak tylko mówiła:
“Nie jestem w stanie tego zmienić. Wiem, że istnieje to tylko w mojej głowie. Pomimo to nie jestem w stanie tego zmienić”.

Pragnienie posiadania czegoś tylko dla siebie łamie ludzi. Dlatego, gdy jestem z tą, którą kocham, dlatego, iż zwykle ją dołuję, jestem naprawdę przerażającą osobą.

Powiedziała mi wprost, iż byłem zbyt wymagający w stosunku do niej.

Na przykład mogłaby powiedzieć: “Chciałabym zostać z tobą choć sekundę dłużej”, a ja wtedy odpowiedziałbym: ”Nie mogę, mam robotę do zrobienia, a potem jeszcze milion spraw, którymi muszę się zająć. Dlatego też nie możemy widywać się zbyt często”.

Jeśli ktoś błaga o to, aby być z kimś, kogo kocha, tą osobą zdecydowanie nie jestem ja. Są sprawy, którym zająć mogę się tylko ja, i oczywiście tysiące takich, którymi nie jestem w stanie się zająć. Jeśli jest coś, co tylko ja sam mogę zdobyć, wtedy zastawię życie swoje, ale osiągnę cel.

Chociaż jeśli jest coś, czego nie jestem w stanie zrobić sam, a znam osobę, która potrafi to zrobić i tym samym spełnić moje życzenie, wtedy chcę przebywać z tą osobą.

To nie jest tak, iż nie rozumiem, dlaczego chciałbym mieć ludzi na wyłączność. Zwykle naprawdę tego chcę, a pragnienie to bywa tak silnie, że miejscami przeradza się w chorobę. Nawet teraz je mam.

Zdaję sobie jednak sprawę z faktu, iż takie postępowanie czyni ludzi nieszczęśliwymi, dlatego też tłumię swoje intencje. Kontroluję tę część mnie.

Gdy kogoś kocham, nawet jeśli ta osoba kocha kogoś innego niż mnie, nadal postrzegam ją jako ukochaną. Nie jestem w stanie nic na to poradzić. Jeśli kocha ona kogoś bardziej niż mnie, nie ma sprawy. Dopóki jest pewna, że potrzebuję tej osoby.

Powodem, dla którego to mówię, nie jest to, że chciałbym, aby moja miłość do niej odeszła. Uczucia, które mam do niej, są raczej przejawem mojego egoizmu. Jeśli osoba ta nie odwzajemnia moich uczyć, jestem w stanie je kontrolować. Nawet gdy to uczucie przeminie, będziemy ze sobą związani.

Tak właśnie wygląda miłość w moim wykonaniu.

Kiedy narzucam swoją wolę ludziom, których kocham, zdarzają się również tacy, którzy nie akceptują tego. Wtedy jest to bardzo smutna miłość.

Kiedyś przydarzyła mi się smutna miłosna przygoda, która przyszła tak samo szybko, jak i znikła. Było to, gdy miałem dwadzieścia lat. Dziewczyna, w której się zakochałem, była dwa lata starsza ode mnie. Spotykaliśmy się przez cztery miesiące.

Nagle, pewnego dnia usłyszałem:
“Zacznijmy wszystko od początku z czystym kontem”.

Oczywiście nie było to tym, czego tak naprawdę chciała. Kiedy to usłyszałem, stałem się strasznym dziwakiem, nie potrafiącym powstrzymać siebie. Można powiedzieć, że byłem słaby. Byłem taki dziwaczny, że aż śmieszny wtedy.

Miała białaczkę. Powiedziała mi to już na samym początku. Pomimo tego wydawało mi się, że może ułożyć się nam całkowicie normalnie.

Gdyby zachorowała, bez względu na wszystko, moja miłość do niej nie zmieniłaby się. Wiedzieliśmy, że jest to sprawa życia lub śmierci. Myślała o mnie, chociaż była dużo bardziej chora, niż myślałem, że była.

Wydaje mi się, iż moja niezdolność do zrozumienia jej stanu była przyczyną tego, że zerwaliśmy ze sobą.

Coraz częściej mdlała na moich oczach, a ja nie wiedziałem, co mam wtedy robić.

Jej odpowiedzi były coraz bardziej natarczywe: “Nie możemy już dłużej być razem. To nie tak, że cię nienawidzę. Po prostu nie możemy już dłużej być razem”.

Powiedziała mi te słowa przez telefon. Poszedłem się z nią zobaczyć. Jednakże bez względu na to, co mówiłem, nie byliśmy w stanie dojść do porozumienia. Doszło do tego, iż jeśli mielibyśmy nie znienawidzić siebie, musieliśmy się rozstać. Dlaczego? Czy był chociaż jakiś powód? Nie byłem w stanie tego zrozumieć.

Jedyne, co miała mi do powiedzenia, to to, że tak właśnie zdecydowała. Taką właśnie miała osobowość. Była osobą, której decyzji nie dało się łatwo obalić. Powiedziałem więc, że rozumiem.

Czułem, że nic już nie można zrobić. Potem jak szaleniec wsiadłem do samochodu i jechałem jak wariat. Po tym jak rozmawialiśmy, rozbiłem samochód. Pamiętam, jak stałem przy nim, paląc papierosa. Wtedy ona zadzwoniła.

“Co ty do diabła wyprawiasz? - krzyczała, aby potem wybuchnąć płaczem. W tym momencie jakaś niewidzialna zasłona spadła z moich oczu i poczułem, jak strasznie mi wstyd. Byłem jak dziecko, które mogło myśleć tylko o sobie.

Przed tym, zanim spotkała mnie, miała narzeczonego. Zawsze podwoził ją swoim samochodem. Pewnego razu, gdy był w drodze do niej, miał wypadek i zginął. Od tej pory zawsze myślała o tym ze strachem.

Czy wiesz, jak to jest, kiedy ktoś, kogo kochasz, zostaje od ciebie zabrany? Nie chcę, abyś kiedykolwiek doświadczył czegoś takiego.

Starała się naprawdę mocno, aby przekazać mi swoje uczucia. Źródłem jej słów była strata narzeczonego, determinacja do walki z chorobą, ale w tym wszystkim była jednak obawa, że może przegrać tę walkę i umrzeć. Chociaż byłem wtedy bardzo niedoświadczony i nie rozumiałem jej prawdziwych intencji. Myśląc tylko o sobie, tak po prostu, pozwoliłem sobie być lekkomyślny w samochodzie.

Jednak gdy usłyszałem jej płacz, zdałem sobie sprawę, jak bardzo ją zraniłem.

“Co ja najlepszego zrobiłem?”

Po tym wydarzeniu nigdy więcej nie jeździłem już lekkomyślnie. Nigdy nie wystawiałem już swojego życia na niebezpieczeństwo.

Nadal jesteśmy w kontakcie. Cały czas informuje mnie o swojej kondycji i postępach w leczeniu. Na szczęście jej stan nie jest już tak dotkliwy i myślę, że wyjdzie z tego.

Tyle jest na świecie pozornej delikatności. W tej powierzchniowej łagodności nie jest tak, iż nie ranimy tych, których kochamy, ale nawet jeśli zadajemy im ból, potem kiedy odepchną nas, zdajemy sobie sprawę, że nie ma znaczenia to, co uważamy za wspaniałe.

Pomimo iż od tamtego wydarzenia upłynęło już sporo czasu, teraz wreszcie jestem w stanie zrozumieć jej uczucia.

Pomimo tego całego nieporozumienia myślałem o niej i byłem w stanie jej zaufać. Choć popychanie ukochanego/ukochanej naprzód jest decyzją, której ta druga osoba wcale sobie nie życzy. To właśnie jest esencją delikatności. Dzięki niej właśnie tego się nauczyłem.


*

Autorkami tłumaczenia "Jihaku" (biografii Gackto) na język polski są Ealin i Hana. Za zgodę na udostępnienie tekstów dziękuję tłumaczkom. Wstawianie tego tłumaczenia w innych miejscach w sieci bez zgody tłumaczek zabronione. Tłumaczenie angielskie by Gerald Tarrant na stronie Eien no Yume.