31 maja 2013

Cztery i pół oktawy czystej magii, czyli GACKTozofia stosowana wg CAT, czyli mnie :-)

Zapraszam do przeczytania tekstu Cat, która napisała, jak to się stało, że zetknęła się z muzyką Gackto, a także pisze o tym, co dla niej jest najważniejszymi cechami tego artysty :-).

GENESIS (nomen omen,
ale jeszcze nie ten :) )
Nie zamierzam przytaczać tu biografii, jeśli jednak ktoś chciałby poznać historię tego fascynującego człowieka, polecam bloga Miriel. Prawdziwe, cenne kompendium wiedzy na temat GACKTa. Ja natomiast opiszę obecność Gackto w moim życiu... i będzie bardzo, bardzo subiektywnie :).

Kto raz zanurzył się w świecie Final Fantasy VII i pokochał go tak, jak mnie się to zdarzyło, ten zrozumie, czym była informacja o projekcie, a potem powstanie filmu "Advent Children" . Pamiętam, jak wiosną 2006 polowałam na film w sieci, ponieważ polska premiera DVD (a jestem szczęśliwą posiadaczką dwupłytowego wydania) miała mieć miejsce dopiero w lipcu. :) Zobaczyć jeszcze raz ukochane postaci, w nowych odsłonach, tak realistyczne i najzwyczajniej w świecie piękne. To było coś.


I jeszcze mój ubóstwiany schizol mówiący głosem Takahiro Sakurai. I gdzieś zasłyszana ploteczka, że Tetsuya Nomura stworzył Clouda wzorując się na japońskim muzyku o dość egzotycznie dla mnie brzmiącym pseudonimie GACKT.
Prawdziwa, oddychająca wersja ukochanej postaci? Nie potrzebowałam większej zachęty, zaczęłam szukać.

NA POCZĄTKU BYŁ CHAOS...

...i wyprawa do "wyroczni Google'a" (czyli trudne początki kosmicznej fascynacji) :) Pierwsze wyniki i od razu trafiłam na "Vanillę". Pechowo! Dla mnie, dzieciny wychowanej na Metallice, Slayerze, w otoczeniu prawdziwych twardzieli, był to troszkę niefortunny strzał.


Pierwszy look i co widzę? Śliczna, no - piękna twarz przyczepiona do wijącej się blond CHUDZINY!


WTF!! O bogowie, co to za "tęczowy" perwert?! W całym tym szoku nie zwróciłam uwagi na dźwięk wydostający się z głośników mojego wysłużonego kompa - błąd!
Myślę sobie - nie, to się nie dzieje naprawdę. Próbuję jeszcze raz.
I jeżeli istnieje miłość od pierwszego dźwięku, to właśnie mi się przytrafiła. Pierwsze słowa "Rain" i wpadłam - jak śliwka w kompot.

Miękki... baryton? (sorki, nie znam się na męskich głosach) dosłownie otulił mnie, wywołał "gęsią skórkę" na ramionach, i nieprzytomne spojrzenie – zupełnie jakbym była na haju ;-).
Głos płynął z głośników, a ja zapomniałam o oddychaniu.
Jeśli anioły miałyby kiedykolwiek fizyczną formę, mówiłyby głosem GACKTa, serio. Jeżuniu malusieńki, ale mnie trzasnęło. Nigdy wcześniej i nigdy później, chociaż od tego momentu mija właśnie siedem lat, nie zdarzyło mi się tak zauroczyć samym tylko głosem, tym bardziej, że słowa były (i dalej są) całkowicie dla mnie niezrozumiałe. To tak, jakby ktoś rzucił na mnie czar, ciepły, aksamitny wręcz, urok.

Ta magia trwa. Nie tylko w przypadku jednego utworu, bo potem były następne: "Oasis", "Freesia". "Fragrance" i wiele, wiele innych, po kolei odkrywanych, jak cenne skarby.
Kiedy słucham muzyki,GACKTa, lubię być wtedy sama, odizolowana od niepotrzebnych hałasów, jak tylko się da. Zamykam się więc w swojej "dziupli", zakładam słuchawki i odpływam, całą uwagę skupiając na dźwięku. To pewna, wypracowana metoda. I najbezpieczniejsza dla mnie. :-))
Zdarzało mi się bowiem w "Gacktowym transie" przegapiać właściwy przystanek kolejowy, wpadać na domowe sprzęty. O prowadzeniu samochodu przy głosie GACKTa wogóle musiałam zapomnieć - kraksa murowana. Trudno utrzymać jakąkolwiek koncentrację, kiedy "Love Letter" płynie z głośników :-) (choć "Jesus" daje radę... ale słuchać jednego utworu przez sześć godzin? Codziennie?).

I to właśnie ten wspaniały głos, a gdzieś wyczytałam, że jest to wspomniana w tytule, czteroipółoktawowa skala - sprawił, że odtąd każdy mój dzień nabrał egzotycznych, azjatyckich rysów.

...Z KTÓREGO WYŁONIŁ SIĘ ŚWIAT...

...a świat ten nosi niebieskie szkła kontaktowe, regularnie zmienia kolor i długość włosów, oraz ilość kolczyków, pierścieni czy bransoletek.


Jedno tylko jest stałe i niezmienne. Kolejną rzeczą, która jeszcze pogłębiła moją fascynację GACKTem, jest jego wewnętrzna siła. Coś, co oczarowało mnie równie mocno, jak jego głos.

Jakim trzeba być człowiekiem, by angażować się w stu pięćdziesięciu (żeby tylko) procentach we wszystko co się robi, nie zważając na ból i zmęczenie graniczące z całkowitym wyczerpaniem.
GACKT nazwał siebie "Living toybox", to chyba oddaje całą prawdę o nim samym: chodź, weź wszystko na co masz ochotę i bądź zadowolony. A on będzie szczęśliwy, mogąc się tym z Tobą dzielić, nie zwracając uwagi, ile tak naprawdę go to kosztuje.
Wewnętrzna siła, zdolności, inteligencja, duchowe piękno - mogę przytoczyć całą listę cech, które czynią go takim wspaniałym i niepowtarzalnym. Więc jeśli miałabym wskazać, kto jest dla mnie prawdziwym autorytetem, bez wahania wybrałabym Gackto.

A teraz pozostaje mi już tylko cieszyć się kolejnymi pomysłami GACKTa, wysyłając w zamian całe zapasy KiAi jakie posiadam, by mógł zrealizować wszystkie plany, jakie sobie założył... chyba będę po tym bardzo zmęczona ;)).

Autorka: Cat

5 komentarzy:

  1. 4 i pół? O.o dobrze wiedzieć.powiem tak od słuchania Gackt codziennie nie da się wyrwać z tego uzależnienia.Nawet nie ma po co próbować.
    Obijanie się o sprzęty to samo u mnie.Nieraz ,kiedy wybieram się rowerem to oczywiście słuchaweczki w uszach i jedziem.
    Dobrze,że mieszkam na wsi.Bo,nie wiem jakby to się skończyło w mieście.Wszędzie słucham muzyki nie ważne co robię.
    Muzyka pomaga i to bardzo.lubię takie niskie,mocne głosy.Coś w sobie maja takiego.
    Madzia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten tekst, jest taki spontaniczny, żywy i dowcipny ;-). G kontra "prawdziwi twardziele" to lol ;-).
    "Wewnętrzna siła, zdolności, inteligencja, duchowe piękno - mogę przytoczyć całą listę cech, które czynią go takim wspaniałym i niepowtarzalnym. Więc jeśli miałabym wskazać, kto jest dla mnie prawdziwym autorytetem, bez wahania wybrałabym Gackto." - pod tym się podpisuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdziwi twardziele: liderzy Slayera, Megadeth, Anthrax, czyli thrash w czystej postaci, a i tak Gacek wygrał, he he!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, on na swój, japoński, sposób też jest "twardzielem", ale fakt, że w porównaniu z europejskimi twardzielami, szczególnie tymi z północy, wygląda trochę zabawnie ;-)
      Myślę, że G wygrywa całym swoim pięknem, i to nie tylko zewnętrznym.

      Usuń
    2. Jego zewnętrzne piękno? Owszem! Ale to sprawa drugorzędna. To co najważniejsze, tkwi w nim samym. Pomiń zewnętrzną powłokę a zobaczysz najciekawsze. Zresztą! Ty już to wiesz. ;-))

      Usuń